Do tej pory nie ma jednak na to żadnych dowodów. Nie pojawiły się, chociaż sprawę bada już kolejna prokuratura. Przypomnijmy: najpierw porwaniem zajmowała się prokuratura w Sierpcu, potem w Płocku, następnie dwie prokuratury warszawskie (okręgowa i apelacyjna), jednostka w Olsztynie, a teraz gdański oddział zamiejscowy Prokuratury Krajowej (ds. przestępczości zorganizowanej). Żadna nie znalazła tajemniczego supersprawcy kierującego uprowadzeniem i zabójstwem. Nie przeszkadza to niektórym politykom dolewać oliwy do ognia. Zbigniew Ziobro, który jako minister sprawiedliwości mógł osobiście nadzorować śledztwo (ale tego nie uczynił) i przyłożyć się do ujawnienia mitycznego organizatora porwania, teraz licytuje: „Nie ma wątpliwości, że tylko komisja śledcza może ustalić faktycznych zleceniodawców zabójstwa i pokazać polityczny kontekst tej zbrodni”.
Oczekiwania są jasne: komisja ma wskazać mózg stojący za porwaniem, ujawnić odpowiedzialnych za niepowodzenia w śledztwie, wskazać też tło polityczne sprawy, czyli dokonać tego, czego nie potrafili wszyscy zaangażowani w wyjaśnienie sprawy prokuratorzy i kolejne ekipy policyjne. Wykazywana przez polityków wiara w cudowne możliwości komisji parlamentarnej pachnie naiwnością, ale też hipokryzją. Wokół porwania Olewnika narosły mity, a komisja śledcza nie tylko ich nie rozwieje, ale stworzy kolejne.
Najwięcej do powiedzenia przed komisją będą mieli siostra i ojciec porwanego. Od lat powtarzają te same tezy, nie znajdując na ich poparcie nowych dowodów. Jeżeli członkowie sejmowego organu okażą się dociekliwi, może to zresztą narazić państwa Olewników na niepotrzebne stresy i upokarzające wyznania. Nie da się przecież uniknąć pytań o okres poprzedzający porwanie. Czym tak naprawdę zajmował się wtedy Krzysztof i w jakich kręgach się obracał? Dlaczego w jego domu zorganizowano poprzedzającą porwanie imprezę dla policjantów, w gruncie rzeczy służącą ich skorumpowaniu? To będzie powrót do źródeł, czyli do pytań stawianych przez pierwsze ekipy śledcze. Wtedy Olewnikowie uznali, że śledczy nie szukają prawdy. Teraz mogą mieć podobne odczucia.
Prace komisji upokorzą też samych polityków. W tej sprawie wszyscy mają ubrudzone sumienia. SLD, bo działacz tej partii wyciągał od Włodzimierza Olewnika pieniądze za rzekome informacje, a inni prominentni członkowie Sojuszu domagali się od producenta mięsa wsparcia finansowego rzekomo na cele swojego ugrupowania. PiS, bo Zbigniew Ziobro znajdował się na liście Olewników – umieszczali na nich posłów i ministrów, którzy odmawiali im pomocy, lekceważyli sprawę, odganiali się od zrozpaczonej rodziny jak od natrętów. Zostanie też odkłamana lansowana przez Ziobrę wersja, że to on na prośbę rodziny przekazał prowadzenie śledztwa prokuraturze w Olsztynie, co spowodowało schwytanie bezpośrednich sprawców i ich osądzenie. Decyzję podjął nie Ziobro, ale ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek, o czym niżej podpisany wie najlepiej, bo razem z dokumentalistą Sylwestrem Latkowskim w imieniu Olewników skutecznie namówili go do takiego ruchu. PO też straci, bo to za jej kadencji popełnili samobójstwa Sławomir Kościuk i Robert Pazik, a sprawa nieprawidłowości w śledztwie nie posunęła się do przodu.
Historię Krzysztofa Olewnika uważa się za wyjątkową, bo ma stanowić wyjątkowy przykład manipulacji w śledztwie, braku kompetencji i złej woli organów ścigania.
To kolejny mit. Podobnych spraw jest wiele: wymieńmy tylko zabójstwo gen. Papały, fałszywe oskarżenie oficera policji Władysława Szczeklika czy też zaginięcie małżonków Drzewińskich z Milanówka.
Sprawa Olewnika urosła do rangi symbolu, bo stała się wygodną windą dla polityków, którzy na plecach dramatycznie skrzywdzonej rodziny Olewników chcą zbijać punkty. Nie ma wśród nich odważnego, który ośmieliłby się powiedzieć, że przestępcy zostali już osądzeni, a tło sprawy było natury kryminalnej, a nie politycznej. A przynajmniej, że na istnienie innego scenariusza brakuje wiarygodnych dowodów.
Bez wątpienia nie tylko rodzinie Olewników, ale i całej opinii publicznej należy się ujawnienie osób odpowiedzialnych za błędy w pierwszych latach śledztwa. Nie tylko nieszczęsnego policjanta Remigiusza Mindy i jego kolegów z ekipy, ale tych wszystkich prokuratorów, którzy nie wykazali właściwej rzetelności i kompetencji. Powinni za swoje decyzje ponieść konsekwencje. Ale nie można przy tej okazji tworzyć iluzji, że to oni brali udział w spisku na życie Krzysztofa. Nie można budować atmosfery grozy tylko po to, aby mamić społeczeństwo, że wie się coś więcej, niż ma miejsce w rzeczywistości. Udawać, że szuka się ukrytego w cieniu mózgu stojącego za porwaniem, podczas gdy gołym okiem widać, że tak naprawdę w głębokim cieniu kryją się mózgi szukających sensacji za wszelką cenę.