Przy takiej formule wizyty nie ma miejsca na żonę, można powiedzieć, że żona nie przysługuje – tak Lech Kaczyński usprawiedliwiał nieobecność w Polsce Carli Bruni-Sarkozy. Ot, pięciogodzinną wizytę nazwano wprawdzie szczytem, ale w praktyce była ona spotkaniem roboczym. Jednak zasady protokołu dyplomatycznego są bardzo elastyczne – niezależnie od statusu wizyty nic nie stoi na przeszkodzie, by dla żony lub męża odwiedzającego polityka przygotować osobny program.
Nie jest tajemnicą, że wizyta Sarkozy’ego w pierwotnym marcowym terminie była szykowana z większym rozmachem. Do Warszawy miała przyjechać nie tylko żona prezydenta, ale także premier Francji François Fillon. Ale Pałac Elizejski, poirytowany swarami między Kancelariami Prezydenta i Premiera, najpierw przełożył wizytę, a potem okroił delegację i skrócił pobyt w Polsce do minimum.
Nieobecność Bruni, która wiosną zrobiła furorę w Londynie, miała być karą dla niewdzięcznych Polaków za niedocenienie francuskiego gestu. Z drugiej strony, idąc tropem prezydenckich tłumaczeń, przy formule wizyty roboczej Sarkozy’emu z pewnością przysługiwał premier. Ale akurat o Fillona nikt się nie upominał.