Na ślubie Andrzeja Kowalczysa było ze dwieście osób, wśród nich Donald Tusk, Jan Krzysztof Bielecki, Janusz Lewandowski, Sławomir Nowak. Ceremonię prowadził nie urzędnik stanu cywilnego, tylko sam prezydent Sopotu, czyli – jak żartowano – arcybiskup Jacek Karnowski. Ku zaskoczeniu zgromadzonych, Karnowski nie poprzestał na standardowej formule przysięgi małżeńskiej. Kazał pannie młodej powtarzać: „I zobowiązuję się dwa razy w tygodniu puszczać ciebie, Andrzeju, na mecz”. Dla równowagi pan młody musiał przyrzec, że będzie chodził z żoną na koncerty.
Kowalczys to niby zwyczajny urzędnik sopockiego magistratu, zajmujący się organizacjami pozarządowymi. Ale nieformalnie, z racji talentu organizacyjnego i autorytetu, jakim cieszy się wśród kolegów z boiska, jest kapitanem drużyny Politycy i Przyjaciele. – To nasz dobry duch, osoba, która na boisku ma przywilej ochrzaniania kolejnych marszałków, premierów i prezydenta Sopotu, który w pracy jest jego szefem – opowiada Jerzy Hall, sopocki radny, młodszy brat Aleksandra. Wcześniej zawodnicy za nic mieli dyscyplinę. Spóźnialscy prosto z samochodów gnali na murawę, gdzie toczył się mecz. Kowalczys wyplenił takie zachowania. Za spóźnienie jest odsiadka w rezerwie.
Dzień po ślubie Kowalczysów odbyły się przyspieszone wybory 2007 r. Jerzy Hall pamięta weselne rozmowy, swoje marzenie, żeby PO wygrała chociaż jednym głosem. Wyborcy byli jednak łaskawi. W efekcie kolejny gdańszczanin, a właściwie już sopocianin, napastnik drużyny Politycy i Przyjaciele został premierem. Koledzy z boiska zajęli miejsca przy jego boku – Sławomir Nowak został szefem gabinetu politycznego, Tomasz Arabski szefem Kancelarii Premiera.
A co z piłką nożną? Ci, którzy przebywają w Trójmieście, rozgrywają mecze w środy i niedziele o 19.