Spory o taktykę stosowaną w Afganistanie i o przyjęcie Ukrainy i Gruzji przesunęły na dalszy plan dobrą dla NATO nowinę. Nicolas Sarkozy oznajmił w Bukareszcie, że pod koniec bieżącego roku Francja w pełni zintegruje się ze strukturami paktu.
Sarkozy potwierdza w ten sposób swą determinację w prowadzeniu polityki proamerykańskiej i proatlantyckiej. Chce on nie tylko współpracować ściśle z USA, ale i z Wielką Brytanią, o co dobrym skutkiem zabiegał przed tygodniem w Londynie.
Oczywiście różnice między Francją i USA nie znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale ich liczba i waga szybko maleją. Sarkozy poparł, choć trochę zbyt późno, ideę umieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, wzmacnia francuskich kontyngent w Afganistanie i zapewne łamie się również co do weta mogącego zablokować przyjęcie Turcji do Unii Europejskiej. Usunięcie tego ostatniego punktu spornego będzie jednak trudne, gdyż obiecał on już Francuzom, że przyjęcie Turcji poprzedzi narodowe referendum, którego wynik, gdyby odbyło się ono dziś, byłby na 100 proc. negatywny.
Francja prze do tworzenia silnej armii europejskiej. USA i Wielka Brytania są bardzo sceptycznie co do tych planów. Powrót Paryża do struktur NATO może jednak zmienić priorytety i w tej dziedzinie. Pełny udział Francji w NATO (dziś oddelegowanych do paktu jest zaledwie 120 oficerów francuskich, a liczba ta wzrośnie wielokrotnie po powrocie do struktur) musi ułatwić dojście do konsensusu. Dublowanie roli NATO przez europejską armię nie ma przecież żadnego sensu.
Decyzja Sarkozy'ego nie spotka się we Francji z ogromnym poparciem.