Jeśli w sprawach religii bywamy bardziej papiescy od papieża, to w zachowaniach giełdowych jesteśmy bardziej amerykańscy od samych Amerykanów. Podczas gdy indeks największych amerykańskich spółek S&P 500 spadł w pierwszych trzech tygodniach stycznia o 9,75 proc., polski WIG 20 stracił w tym samym czasie aż 12,3 proc., nie wspominając już o indeksie skupiającym małe i średnie spółki, który schudł w tym okresie o prawie 22 proc. Gdyby sugerować się tylko indeksami, można by odnieść wrażenie, że to w Warszawie, a nie w Nowym Jorku rysuje się widmo recesji.
W oczekiwaniu na kichnięcie Ameryki polska giełda na wszelki wypadek symuluje ciężką grypę. Symuluje, bo polskie spółki giełdowe są w najlepszej kondycji finansowej od lat, PKB rośnie w tempie ponad 5 proc. rocznie, do Polski płynie rzeka unijnych pieniędzy, płace rosną, a wraz z nimi oszczędności. To Amerykanie mają kryzys kredytów hipotecznych, a nawet za Oceanem nie ma zgody co do tego, czy recesja nastąpi.
Warszawska giełda daje dziś wgląd nie tyle w kondycję polskiej ekonomii, co w skołataną duszę polskiego inwestora. Po pierwsze, nie wierzymy w siebie – bo gdybyśmy wierzyli w siłę własnej gospodarki, nie sugerowalibyśmy się wyłącznie sytuacją w Ameryce. Po drugie, jesteśmy strachliwi – przereagowujemy najmniejszy zły sygnał z zagranicy, nie doceniając naprawdę dobrych wiadomości, które świadczą o sile rodzimych spółek. Po trzecie, i najważniejsze, mamy poczucie winy – inwestorzy czują, że ubiegły rok był zbyt dobry, a słysząc kasandryczne przepowiednie z Wall Street, wolą nie kusić losu i nie sprawdzać, czy gwałtowne skoki niektórych spółek miały pokrycie w ich realnym rozwoju.
W czasie korekty na giełdzie obowiązują dwie zasady: „Kupuj, gdy leje się krew”, ale z drobnym zastrzeżeniem – „nie próbuj łapać spadającego noża”, czyli nie rób tego za wcześnie. Skoro noworoczna wyprzedaż zaszła już tak daleko, to lepiej żeby rynek wykrwawił się z mniej doświadczonych inwestorów, których stadne reakcje uczyniły go tak nieprzewidywalnym. Gdy nadchodzi odpowiedni moment, kupujący błyskawicznie wyciągają portfele i wykupują przecenione akcje. Muszą tylko usłyszeć dźwięk upadającego noża.