Kraj

Kandydat Zero, ale groźny. Dlaczego Trzaskowski powinien się bać Stanowskiego

Krzysztof Stanowski Krzysztof Stanowski Facebook
Kampania w formacie youtube’owym i w kontrze do całej klasy politycznej może przynieść nieprzewidywalne skutki. Ostatnią rzeczą, którą powinien robić sztab Rafała Trzaskowskiego, to cieszyć się na informacje o starcie showmana.

Decyzja Krzysztofa Stanowskiego rezonuje w klasie politycznej. Rozmówcy „Polityki” chętnie podejmują temat showmana – a nawet sami rozpoczynają – i dzielą się zaskakującymi wnioskami. Po pierwsze, wróżą dziennikarzowi kilkuprocentowy wynik. Trudno oszacować realne poparcie Stanowskiego, który sam zapowiada, że będzie prowadził kampanię, ale odradza oddanie na niego głosu. Jak trafnie zauważa jedna z posłanek: „to tylko zabezpieczenie na wypadek słabego wyniku”. Według sondażu Ogólnopolskiej Grupy Badawczej kandydat może liczyć na 2,57 proc. Inny doświadczony polityk wróży, że „Stanowskiemu może udać się zebrać głosy antysystemowe”. To grupa, która przez ostatnie lata głosowała m.in. na Pawła Kukiza.

Start Stanowskiego jest traktowany poważnie. Zdaniem naszych rozmówców to przede wszystkim przedsięwzięcie medialne, co nie stoi na przeszkodzie świadomej i zamierzonej ingerencji w wynik wyborów. Choćby za sprawą potężnego Kanału Zero, który udało mu się przez ostatni rok zbudować, a dziś stanowi również platformę polityczną, odwiedzaną przez ważnych przedstawicieli władzy. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Kanał organizował debaty, opublikował też m.in. ekskluzywny wywiad z prezydentem Andrzejem Dudą.

Wreszcie najważniejszy wniosek głosi, że Stanowski nie zaszkodzi PiS i Konfederacji, a wprost przeciwnie. Zagadkowa pozostaje pierwsza tura wyborów, która zapowiada się na przepełnioną kandydatami i kandydatkami. W pierwszej chwili nasuwa się wniosek, że Stanowski zagrozi poparciu Sławomira Mentzena ze względu na zbliżony profil wyborcy i język kampanii, ale i partii Jarosława Kaczyńskiego, która dzieli z nim krytyczny stosunek do rządu.

Reklama