Zdarzały się rzeczy dobre, choćby to, że z żoną Dariusza Barskiego, ważnego prokuratora i świadka na ślubie ministra Ziobry, podpisano umowę na namalowanie dwóch obrazów Jana Matejki, w tym „Batorego pod Pskowem”. Pomniejszone kopie (na ich namalowanie dano Barskiej półtora miesiąca) miały zawisnąć w gabinecie ówczesnego prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego – miłośnika pędzla Barskiej i jej dobrego znajomego.
Gest prokuratury oceniam wysoko; dzięki niemu Święczkowski dostał Matejkę, który mieścił mu się w gabinecie i którego dało się tam wnieść bez konieczności wyburzania ścian. Poza tym żona Barskiego nie musiała, jak żony innych ważnych ludzi PiS, zarabiać na życie w Orlenie i innych spółkach Skarbu Państwa, tylko mogła się skupić na malowaniu.
Pisowska prokuratura starannie ukrywała namalowane przez Barską dzieła Matejki, dlatego trudno ocenić, czy Matejko namalował je lepiej od Barskiej. Możliwe, w końcu miał dużo więcej czasu i płótna do dyspozycji, w dodatku był pierwszy, mógł zaszaleć. Barska była niestety skazana na odtwarzanie po nim każdego detalu na maciupkiej powierzchni. Szczęśliwie wszystko udało jej się zmieścić, a końcowy efekt był taki, że za obrazy prokuratura wypłaciła jej 3,5 tys. zł. I tu, przy całej sympatii dla tej instytucji, uważam że Barska została trochę niedoceniona. Trudno mi powiedzieć, ile za kopie swoich płócien wziąłby Matejko, ale według mnie Barska, będąc żoną ważnego współpracownika i przyjaciela ministra Ziobry, zasługiwała na kasę przynajmniej taką, jaką w rozmaitych spółkach zgarniała żona Ziobry czy żona posła Sobolewskiego, sekretarza generalnego PiS – obie znane z tego, że w ogóle nie umieją malować.
Nie wiem, czy żona Barskiego wciąż maluje, ale wiem, że obecna sytuacja pilnie wymaga patriotycznego pędzla kogoś takiego jak ona.