W ciągu jednego tygodnia mieliśmy początek prezydentury, prezydencji i prezydenckiej kampanii, czyli inaugurację Donalda Trumpa, prezentację planu polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej i już formalny start wyścigu wyborczego. Usłyszeliśmy po raz kolejny, że zarówno dla obecnej polskiej prezydencji, jak i przyszłej prezydentury priorytetem musi być bezpieczeństwo. Europa, a my wraz z nią, ma tu kłopot podwójny: jeden to Putin, drugi to Trump; na nieprzewidywalność głównego wroga nakłada się nieprzewidywalność głównego sojusznika. Słowa samego Trumpa wypowiadane przed objęciem urzędu niczego tu nie rozjaśniły. Na pewno między Putinem i Trumpem już toczy się gra, której stawką jest nie tylko przetrwanie niezależnej Ukrainy, ale też „kolektywnego Zachodu” – jak pogardliwie Putin nazywa sojusz demokratycznego świata.
My ze strony Trumpa obawiamy się nowego appeasementu, polityki uspokajania i zaspokajania agresora, która zachodnim demokracjom przyniosła hańbę traktatu monachijskiego w 1938 r., ale nie uchroniła ich przed wojną. Akurat (znów symboliczny zbieg dat) 27 stycznia będziemy obchodzić 80. rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz. Przypominamy przy tej okazji (artykuł „Jak zrozumieć niepojęte”) słynne wystąpienie Mariana Turskiego sprzed pięciu lat, który mówił o XI przykazaniu: „Nie bądź obojętny”, przypominając, jak łatwo ludzie – w imię świętego spokoju, dla własnego doraźnego interesu i bezpieczeństwa – ustępują krok po kroku przed przemocą, stając się jej kolejnymi ofiarami. Nie sposób takiej historycznej czy moralnej refleksji oczekiwać od samego Donalda Trumpa, choć wciąż można mieć cień nadziei na pragmatyzm i pamięć instytucjonalną amerykańskiej administracji, a także na to – takie czasy!