Kraj

Pierwszy tydzień kampanii: kandydaci weszli do gry. A z nimi Pudzian, Zenek, Świątek i Braun

Rafał Trzaskowski w Łomży, 16 stycznia 2025 r. Rafał Trzaskowski w Łomży, 16 stycznia 2025 r. X (d. Twitter)
12 nieoficjalnych kandydatów, 120 dni do wyborów, rozłamy na lewo i prawo. Kampania wystartowała i nie bierze jeńców. Politycy ruszają w trasę, a na jej szlaku pojawiają się zaskakujące postaci. Świątek, Pudzian, Zenek, kard. Ryś, Szmydt. A to dopiero początek.

Proszę państwa, 15 stycznia 2025 r. skończyła się w Polsce prekampania. Nadszedł czas oficjalnej kampanii. Zgodnie z przedstawionym przez marszałka Szymona Hołownię harmonogramem do urn pójdziemy 18 maja i zapewne 1 czerwca.

Komitety czołowych kandydatów zostały zgłoszone do rejestracji. Udało się to dotychczas Rafałowi Trzaskowskiemu, Grzegorzowi Braunowi, Szymonowi Hołowni, Adrianowi Zandbergowi i Sławomirowi Mentzenowi. Podpisy wciąż zbierają m.in. Karol Nawrocki i Magdalena Biejat.

Pierwsze dni kampanii obfitowały w rozłamy, egzotyczne głosy poparcia oraz tradycyjne już różnice zdań w koalicji rządzącej.

Trzaskowski: pikujący lider

Jeszcze w środę można było wystosować pod adresem prezydenta stolicy zarzut, że u progu kampanii jest nieaktywny. Rafał Trzaskowski pojawiał się w przekazie kampanijnym, lecz głównie za sprawą zaczepek konkurentów, przypinanej mu odpowiedzialności za działania rządu, medialnych doniesień czy memów.

W czwartek sytuacja uległa zmianie, bo Trzaskowski ruszył w Polskę, a pierwszą konferencję prasową zorganizował skoro świt. Odwiedził Podlasie, gdzie spotykał się z samorządowcami i lokalnymi przedsiębiorcami. To wszystko przykryła niespodziewana kolaboracja z ogólnopolską gwiazdą disco polo. Prezydent stolicy opublikował na X nagranie z Zenkiem Martyniukiem, w którym nawiązując do przeboju piosenkarza („Przez twe oczy zielone”), wspólnie zapowiadają, że „ciąg dalszy czas pokaże”. Muzyk zdawał się sympatyzować z poprzednim obozem władzy, a nawet występował w kampanii do Parlamentu Europejskiego na scenie z byłym prezesem TVP Jackiem Kurskim.

Pierwszy tydzień kampanii już pokazał trudności, jakie napotkają kandydata KO. Po pierwsze, najnowsze sondaże odnotowały znaczny spadek poparcia dla niego i KO. Według badań pracowni Opinia24 dla RMF FM Trzaskowski traci aż 9 pkt proc. poparcia, co znacznie skraca dystans do drugiego Karola Nawrockiego (29,8 do 22,6). Spadek odnotował również Ipsos (badanie na zlecenie TVP Info i „19:30”) – kandydat KO uzyskał 32 proc. (spadek o 3 pkt proc.), a kandydat PiS 22 proc. W obu przypadkach prezydent stolicy pozostaje na pozycji lidera.

Kolejna przeszkoda to zmasowany i jednogłośny atak z prawej strony. Internauci, politycy PiS i Konfederacji oraz prawicowe organizacje obarczają polityka PO grzechami i błędami nie tylko dwóch kadencji w stołecznym ratuszu, ale i ponad roku rządów Donalda Tuska. Spór o edukację zdrowotną czy lekcje religii automatycznie dotyczy też Trzaskowskiego. Polityk jest dodatkowo atakowany poprzez ośmieszenie. Piątkowa, standardowa w kampanii, wizyta w sklepie spożywczym znalazła wydźwięk w fali memów. Żarty nawiązują do jego znajomości francuskiego (karierę robi prześmiewcze „bążur”), alienacji, oderwania od życia „zwykłych Polaków” oraz próby zdystansowania się do rządu („da pani spokój z tym Tuskiem, taka drożyzna”). Internet wysuwa się na prowadzenie – obok rzutującej na wizerunek Trzaskowskiego oceny rządu – w rankingu największych zagrożeń dla kampanii kandydata KO.

Czytaj też: Kampania w internecie już szaleje. Prosto, krótko i nie na temat

Nawrocki: raz sierpem, raz Ukrainą

Faworyt do zmierzenia się z Trzaskowskim w drugiej turze, choć porusza się z każdym dniem sprawniej, wciąż nie unika wpadek. Pierwszą zaliczył na Jasnej Górze, gdzie brał udział w XVII Patriotycznej Pielgrzymce Kibiców. Po nabożeństwie kandydata do mównicy odprowadzały okrzyki: „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Na wzmożenie Karol Nawrocki zareagował nagraniem, przekonując, że jest zwolennikiem wolności słowa, której to nie pozwoli odebrać. Nawiązał do prowadzonej na początku tygodnia narracji PiS o rządzie, który chce cenzurować media społecznościowe, co zdementował wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.

Drugi upadek Nawrocki zaliczył przed wizytą prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z okazji rozpoczęcia przez Polskę prezydencji w UE. Przywódca walczącego z Rosją kraju spotkał się z premierem Tuskiem, prezydentem Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim. Kandydat PiS w rozmowie z Polsat News stwierdził, że „dziś nie widzi Ukrainy w żadnej strukturze: ani w Unii Europejskiej, ani w NATO, do momentu rozstrzygnięcia tak ważnych dla Polaków spraw cywilizacyjnych” jak rzeź wołyńska.

Tam, gdzie jedna noga się powinęła, drugiej Nawrocki nie ściągnął z gazu. Jego media społecznościowe przepełnione są materiałami promocyjnymi i nagraniami ze spotkań z sympatykami. W czwartek Nawrocki pojawił się na organizowanym przez PiS spotkaniu z korpusem dyplomatycznym i wrócił do relacji z Ukrainą. Przekonywał, że „Polska zrobiła i robi więcej, niż nam się wydawało, że możemy zrobić”, ale i „reprezentuje (…) swój interes i swoje społeczeństwo. Nie może więc sobie pozwolić na działania, które będą uderzać w naszą gospodarkę, w rolnictwo, w zasobność portfeli Polaków”. Zwłaszcza druga część wiernie koresponduje z oczekiwaniami i deklaracjami skrajnej prawicy.

W kampanię kandydata PiS zaangażował się również były premier Mateusz Morawiecki. Wiceprezes partii zadeklarował, że jest spokojny o wynik wyborów, bo PiS oddeleguje do komisji wyborczych „mężów zaufania”. Jak dodał, w razie wygranej Nawrockiego „wniesiemy go do tego Pałacu Prezydenckiego”.

Czytaj też: Prosty wybór. Nawrocki wygra, jeśli baza „antyPiS” się zawaha. To będzie bezlitosny test

Hołownia: czterech prezydentów

Priorytetem dla lidera Polski 2050 pozostaje funkcja marszałka. Szymon Hołownia namawia koalicjantów do pracy i poparcia tzw. ustawy incydentalnej, która miałaby rozwiać wątpliwości co do statusu Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego i PKW, która wciąż przerzuca się z ministrem finansów decyzją dotyczącą wypłaty subwencji dla PiS. „Obawiam się sytuacji, w której będziemy mieli czterech prezydentów” – mówił Hołownia. I nakreślił scenariusz, w którym roszczenia do funkcji wysuwają kandydaci biorący udział w drugiej turze, Andrzej Duda oraz on sam jako marszałek Sejmu.

Lider Polski 2050 zapowiedział, że wystąpi z projektem ustawy, która ma utrudnić proces ewentualnego opuszczenia przez Polskę Unii Europejskiej. Przyczyną takiej inicjatywy jest procedura prawna, w której do polexitu wymagana jest zwykła większość Sejmu.

O marszałku zrobiło się głośno również po rozmowie udzielonej portalowi Gazeta.pl. Hołownia przyznał w niej, że rząd „nie dowozi wielu rzeczy”, a proces rozliczania poprzedniej władzy określił wprost „dramatem”. „Ale bądźmy realistami. Co by było, gdyby tego nie było? Byłby PiS trzecią kadencję. Bez żadnych hamulców już wtedy we wsadzaniu ludzi, w złodziejstwie, w wyprowadzaniu nas z Unii Europejskiej” – podsumował. Słowa rozgrzały łamy przeciwnych rządowi mediów.

Lider Polski 2050 od dłuższego czasu dystansuje się od koalicyjnej aktywności w zakresie rozliczeń. Te dwa ruchy – ustawa incydentalna i krytyka skuteczności rządu – stanowią główną oś kampanii Hołowni. Jej efektem jest obecnie poparcie na poziomie od 7,2 (Opinia24) do 9 proc. (Ipsos).

Czytaj też: Kampanijna bomba poszła w górę. Od polaryzacji ma być Tusk, Trzaskowskiego czeka gra „na wyjeździe”

Mentzen: Braun wchodzi do gry

Kampania Sławomira Mentzena do tej pory układała się śpiewająco. Pierwszy oficjalnie ogłosił start, rozpoczął prekampanię, zebrał podpisy i zgłosił komitet. Do tego króluje w mediach społecznościowych i sięga po coraz bardziej angażujące formy kontaktu z wyborcami. Przed miesiącem na jego kanale na YouTube ukazało się nagranie „Dzień z Mentzenem”, w którym widzowie towarzyszyli posłowi przez cały dzień. Za pomocą kamerki GoPro zwolennicy mogli z punktu widzenia idola przeżyć wizytę w radiu, zajrzeć za kulisy pracy w sztabie i Sejmie, a nawet towarzyszyć mu w trakcie przemówienia z mównicy.

Dużo gorzej dla kandydata rozpoczął się mijający tydzień kampanii. Internauci przypomnieli nagranie, w którym Mentzen na pytanie o powody, dlaczego młodzi wyborcy powinni głosować na niego, najpierw przez chwilę się zastanawia, a następnie odpowiada: „Nie lubię takich pytań, proszę to wykasować”. Drugą kłodę pod nogi rzucili (prawdopodobnie) pracownicy toruńskiego pubu Mentzena, którzy do promocji lokalu użyli zdjęcia Igi Świątek polewającej wysokoprocentowy alkohol, wygenerowane przy pomocy sztucznej inteligencji. Wpis został usunięty, pojawiło się oświadczenie z przeprosinami dla polskiej tenisistki i deklaracją wpłaty środków na organizację pomagającą w walce z uzależnieniem alkoholowym.

Humor kandydatowi Konfederacji popsuł też dotychczasowy koalicjant Grzegorz Braun, który postanowił ogłosić samodzielny start. Krążące od tygodni plotki i zachęty zwolenników do wzięcia udziału w wyborach dementowali wszyscy członkowie partii. Członkowie ugrupowania Mentzena – Nowej Nadziei – nie wierzyli w start Brauna, a marszałek Krzysztof Bosak z Ruchu Narodowego doniesienia nazywał plotkami i spekulacjami. Sam Braun w prawicowych mediach na pytania o start odpowiedział, że „namawia się go do skoku na główkę do basenu bez wody”. Ryzyko jednak podjął.

Politycy Konfederacji zareagowali, niezwłocznie usuwając Brauna ze struktur partii. Przemysław Wipler z Nowej Nadziei przekazał, że Braun próbował szantażować koalicjantów, domagając się równego dostępu do zasobów i władzy. Dwa większe ugrupowania nie chciały się na to zgodzić – mentzenowcy chcieli Brauna usunąć, a narodowcy zostawić jako równowagę dla wolnościowców. Doniesienia z ostatnich dni pokrywają się z niedawnymi informacjami „Polityki”.

Poza usunięciem polityka ze struktur partii decyzja Grzegorza Brauna niesie poważne konsekwencje w kampanii. Na prawicy robi się coraz ciaśniej. Start zadeklarowali jeszcze poseł Marek Jakubiak, Marek Woch związany z Bezpartyjnymi Samorządowcami, a plotek o kandydowaniu nie zdementował wciąż Krzysztof Stanowski, który sumiennie przypomina o swojej deklaracji. Jeśli Braunowi nie uda się udowodnić, że jest w stanie przekonać do siebie 2–3 proc. wyborców i jest liderem ważnego ruchu przy prawej ścianie, jego polityczna kariera dobiegnie końca. Sławomir Mentzen stoi przed wyzwaniem, bo musi udowodnić siłę swoją i własnego ugrupowania. Ostatnie sondaże wskazują na dwucyfrowy wynik, trzecie miejsce Konfederacji w wyborach oraz zdolność do utworzenia rządu z PiS. Wszystko poniżej zaprzeczy tezie mentzenowców, którzy dotychczasowe straty tłumaczyli działalnością Brauna.

Informacja o jego starcie zatoczyła szersze, niespodziewane kręgi. Serwis X zalała fala anglojęzycznych wpisów wspierających polityka, poparcia udzielili mu były strongman Mariusz Pudzianowski i były sędzia, obecnie na białoruskim uchodźstwie, Tomasz Szmydt. Krytycznie na temat kandydata wypowiedział się za to kard. Ryś. Duchowny zwrócił uwagę na banery ufundowane przez europosła o treści: „Chanuka czy Boże Narodzenie. Europo! Wybór należy do Ciebie”. „Ten baner jest antyludzki, antyeuropejski, nie wiem, czy jest antysemicki, ale na pewno jest antychrześcijański” – podkreślił łódzki metropolita. Przedstawioną alternatywę nazwał „niedopuszczalną”.

Czytaj też: Resztki Razem właśnie wymaszerowały na margines. O co jeszcze chodzi Zandbergowi?

Biejat: Razem z Zandbergiem

Po drugiej stronie sceny politycznej wybrzmiało echo rozłamu z października. Partia Razem opuściła wówczas klub parlamentarny Lewicy, a z członkostwa w ugrupowaniu zrezygnowały posłanki i senatorki, w tym Magdalena Biejat. Była współprzewodnicząca Razem została pod koniec roku ogłoszona kandydatką na prezydentkę z ramienia Lewicy. W miniony weekend swój start ogłosił jej były partyjny kolega i współprzewodniczący Razem Adrian Zandberg.

Start nie był zaskoczeniem. Taki scenariusz przewidywali politycy Lewicy, a z punktu widzenia przyszłości Razem był nieunikniony. Współpracownicy Zandberga podkreślają, że do kampanii przystępują ze świeżą głową, zapałem i skromnym budżetem. To jednak nie stoi na przeszkodzie rywalizacji o elektorat przy lewej ścianie, bo partia „odżyła” i mimo obaw zapewnia, że jest gotowa. Kandydat odwiedził kilka miejscowości, w tym Kutno, gdzie pojawił się w towarzystwie posłanki Pauliny Matysiak. To przekreśla pogłoski o jej starcie i planach usunięcia jej z partii. Zandberg nie szczędził słów krytyki pod adresem rządu i premiera Tuska, podczas konwencji mówił wręcz o duopolu PiS i PO. „Tusk co prawda nie złagodził ustawy antyaborcyjnej ani nie załatwił związków partnerskich, ale za to nie wprowadzi lekcji o zdrowiu” – przekonywał na X. Kandydat gościł też m.in. w Kanale Zero. Występ odbił się echem za sprawą gorzkich słów pod adresem Sławomira Mentzena (nie pierwszych i, jak twierdzą rozmówcy „Polityki”, nie ostatnich). Zandberg wezwał kandydata Konfederacji do debaty.

W tym czasie Magdalena Biejat szukała dystansu do rządu i wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza. Krytycznie, ale subtelnie odniosła się do doniesień o wprowadzeniu do szkół edukacji zdrowotnej w formie nieobowiązkowej. „Edukacja zdrowotna to test, czy Polska jest europejska, czy zaściankowa. Czy idzie do przodu, czy cofa się przed ciemnogrodem. Ja się nie cofam. Zapraszam do współpracy każdego, kto w tej kampanii chce iść do przodu” – przekonywała na X.

Zapowiedziała również, że po zwycięstwie zaprezentuje projekt ustawy o wprowadzeniu limitów na banki przy kredytach hipotecznych. To ma być jeden z elementów rozwiązania problemu rosnących cen mieszkań i „wymykającego się spod kontroli rynku najmu”. Poza pierwszymi programowymi założeniami marszałkini przekonywała w mediach, że w rywalizacji z Rafałem Trzaskowskim ma doświadczenie, czego dowodem jest 12 proc. uzyskane w wyborach samorządowych.

Sondaże na razie wskazują na prymat Biejat po lewej stronie – uzyskuje od 2 (Ipsos) do 3,9 proc. (Opinia24). Zandberg może liczyć na głos 0,4 (Opinia24) lub 2 proc. (Ipsos) wyborców. 1 proc. w obu badaniach kandydatom odbiera trzeci przedstawiciel lewicy: Piotr Szumlewicz.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Barwicha pod Moskwą. Jak się żyje na osiedlu byłych dyktatorów? „Polityka” dotarła do osoby z otoczenia Janukowycza

Zbiegły z Syrii Baszar Asad prawdopodobnie zamieszka teraz w podmoskiewskiej Barwisze, czyli na politycznym cmentarzysku rosyjskiej polityki imperialnej.

Paweł Reszka, Evgenia Tamarchenko
08.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną