Kampania wyborcza oficjalnie się zaczęła i teraz może już tylko przyspieszać. Jak dotąd w pojedynku między Rafałem Trzaskowskim a Karolem Nawrockim widać trzy główne motywy.
Po pierwsze, naśladownictwo, przejmowanie tematów. To metoda, którą Koalicja Obywatelska już wykorzystywała. W kampanii parlamentarnej poparła 800 plus i obiecywała, że pieniądze będą. Po wyborach zaostrzyła politykę w sprawie imigracji i Zielonego Ładu, a także poparła CPK. Z kolei w prawyborach Rafał Trzaskowski powtarzał pomysły Radosława Sikorskiego.
Nikogo nie zmuszać
Teraz Trzaskowski powiedział, że przedmiot edukacja zdrowotna powinien być nieobowiązkowy. Pokazał się z wykonawcą disco polo Zenkiem Martyniukiem, który był gwiazdą TVP za rządów Jacka Kurskiego. Nawrocki ciągle biega, a Trzaskowski robi pompki na śniegu. Ma to być zatem kandydat ludowy i silny, który nikogo do niczego nie chce zmuszać.
Nawrocki wykonuje podobny ruch dostosowujący, idąc w kierunku centrum i występując w roli „normalsa”, choć warto tu zwrócić uwagę na pewną polityczną asymetrię. Prezes IPN próbuje się przedstawiać jako kandydat wyważony, spokojny, zadumany nad losem Polski (chociaż niekiedy w sportowej bluzie i na treningu). Ewidentnie nie chce nastraszyć swoim radykalizmem, żeby być strawny dla wyborców mitycznego centrum. Z drugiej strony nie próbuje upodobnić się do rywala, nie udaje liberała i nie proponuje żadnych takich postulatów, nie słucha też funku ani jazzu. Nawrocki stara się zostać takiego rodzaju „normalsem”, o którym pozytywnie wypowiada się Krzysztof Bosak z Konfederacji.