W szkołach spowitych kurzem i obarczonych ubiegłowiecznym programem nauczania wprowadzenie edukacji zdrowotnej miało być przełomem. Trzecim obok lekcji obywatelskich i wyprowadzenia religii. Prace nad nowym przedmiotem trwały od wielu miesięcy, a szefowa resortu edukacji deklarowała, że nauka o zdrowiu „powinna”, a następnie „będzie” obowiązkowa. Na zapowiedzi entuzjastycznie zareagowała m.in. Naczelna Rada Lekarska, która w stanowisku zwraca uwagę: „Rola i znaczenie tego przedmiotu są wartościami nie do przecenienia w budowaniu zdrowego i silnego społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju”.
Po drugiej stronie zapanowało wzmożenie. W Rzeszowie i Warszawie doszło do protestów środowisk prawicowych, a politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji przestrzegali przed „seksualizacją dzieci”. Lider Ordo Iuris wprost nawołuje do „odrzucenia agresywnej seksedukacji”, a były minister edukacji Przemysław Czarnek przekonuje, że wycofanie się z obowiązku uczestnictwach w zajęciach to „ściema wyborcza”.
Jednak powodów zmiany decyzji ministry Nowackiej należy szukać bliżej, a dokładnie w szeregach własnej koalicji. Niespodziewaną kłodę pod nogi koalicjantów rzucił lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Czytaj też: Edukacja zdrowotna, religia, wielka reforma szkół. Nowacka już nie jest tak pewna siebie
Logika kampanii
Ministra Barbara Nowacka przedstawiła się jako polityczka zdeterminowana. Na sprzeciw episkopatu wobec reorganizacji lekcji religii – niewliczanie ocen do średniej i zmniejszenie liczby lekcji – odpowiadała ostro: „bezradność” i „wycie o kasę”. „Część episkopatu idzie na polityczne zwarcie. Bardzo mocno zaostrzony ton zbiega się z kampanią. Część po prostu zapisała Kościół do PiS-u” – mówiła w rozmowie z TVN24.
Kampanijna logika zatoczyła koło i obróciła się przeciwko polityczce. – Władysław Kosiniak-Kamysz wyszedł przed szereg i postawił nas pod ścianą – tłumaczy poseł KO. Lider PSL zadeklarował, że lekcje edukacji zdrowotnej będą nieobowiązkowe, co kolejno potwierdzili premier Donald Tusk i ubiegający się o urząd prezydenta Rafał Trzaskowski. – Rzucili nam kłodę pod nogi.
Wicepremier Kosiniak-Kamysz zmusił ministrę edukacji do zmiany zdania i wycofania się z wcześniejszych zapowiedzi, co z zapałem podłapała opozycja oraz przeciwnicy rządu. To rykoszetem uderza w kandydata KO, który uważany jest za polityka postępowego i lewicującego. Dodatkowo blisko współpracuje z szefową edukacji przy okazji Campusu Polska.
Jak w serwisie X trafnie zauważa Adam Traczyk z More in Common: „Czy sprawy z edukacją zdrowotną nie można było rozegrać inaczej? Od początku ogłosić dobrowolny pilotaż w 2025 i ewaluację, wsłuchanie się w głos rodziców po roku? Byłby względny sukces, a nie kolejna porażka”. Tak faktycznie należałoby postąpić, gdyby peeselowcy zgłaszali wcześniej zastrzeżenia do projektu, a te w przestrzeni publicznej nie wybrzmiały. – Myślałam, że tu nie będzie problemów. Z przykrością patrzę na głos PSL, którego politycy z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem na czele doskonale rozumieją, że ta zmiana jest potrzebna – przekonuje posłanka KO. Inny rozmówca „Polityki” z Koalicji dodaje, że głos wicepremiera był zaskoczeniem.
Głos PSL podyktowany jest jedynie kampanią, która choć oficjalnie rozpoczęła się w środę, rzeczywiście trwa od wielu tygodni. Ludowcy, czy to wspierając Szymona Hołownię, czy walcząc o własny elektorat, wysłuchali obaw elektoratu prawicowego.
Czytaj też: Rozdarte sumienie rządu. Koalicjanci: „Wstyd”, „niefortunna ustawa”, „decyzja polityczna"
Nie ma tego złego
Z planów modernizacji polskiej szkoły pozostaje póki co fakultatywność. Politycy KO nie chcą uznać politycznej porażki i przekonują, że krok wykonany w tył nie przekreśla zmiany i pozwoli postawić kolejne dwa wprzód. – Ważniejszy od obowiązku jest fakt, że przedmiot wejdzie. Może rodzice przekonają się, że nie ma tam nic strasznego – tłumaczy posłanka KO. Samo rozporządzenie Ministerstwa Edukacji Narodowej jest wypełnieniem ustawy o wychowaniu do życia w rodzinie, które w art. 4. wprowadza obowiązek nauczania szkolnego o życiu seksualnym człowieka, rodzicielstwie, rodzinie oraz metodach i środkach świadomej prokreacji.
To pyrrusowe zwycięstwo zwraca uwagę na rosnące w kampanii emocje. Kolejne tematy światopoglądowe dominują dyskusję i stawiają pod znakiem zapytania kruchą już jedność rządu. – To bardzo ważna sprawa i chciałbym żeby przedmiot był obowiązkowy, ale nie będziemy o to kruszyć koalicji – tłumaczy poseł KO.
Konsekwencje decyzji poniesie nie tylko ministra Nowacka, ale również Rafał Trzaskowski. Kandydat KO musi zabiegać o szerokie poparcie, w tym elektoratu centrum i możliwie prawego skrzydła. Paradoks sytuacji prezydenta stolicy polega na tym, że będąc postrzegany jako polityk postępowy – w domyśle popierający np. edukację zdrowotną – w ewentualnej drugiej turze będzie musiał ubiegać się o głosy elektoratu, do którego oko puścił właśnie Kosiniak-Kamysz.
W rozmowie z Polsat News wiceministra edukacji Joanna Mucha zdiagnozowała, że „Polską polityką zaczęła rządzić histeria i szantaż ze strony środowisk związanych z PiS-em”. To pułapka, która nieprzerwanie będzie plątać się pod nogami Trzaskowskiego. Zwłaszcza że – jak przyznaje rozmówca „Polityki” z obozu rządzącego – „nastroje społeczne wymuszają zdjęcie nogi z gazu”. Prawicowa narracja to jedno z ważniejszych wyzwań dla kandydata KO, o czym przekonał się przy okazji owianego legendą „zdejmowania krzyży” w warszawskim ratuszu. Najważniejsze to się o tę narrację nie potknąć.