Prawie rok zajęła urzędnikom z Ministerstwa Klimatu próba odkręcenia jednego z największych skandali w historii polskich parków narodowych. A i tak jest to zwycięstwo z kategorii wstydliwych. Chodzi o sprawę wyłączenia z serca Świętokrzyskiego Parku Narodowego 1,35 ha gruntów, które za czasów PiS wycięto pod interesy zakonu oblatów. Operację zainicjował Michał Woś, wiceminister w resorcie środowiska. Wtórował mu ówczesny i obecny dyrektor Świętokrzyskiego Parku Narodowego dr Jan Reklewski, który przekonywał, że na wyłączonym fragmencie doszło do „bezpowrotnej utraty wartości przyrodniczych”, bo tylko z zastosowaniem tego kruczka można było wyłączyć trzy działki na szczycie Świętego Krzyża, na których zależało zakonnikom.
Ostateczną decyzję podjął rząd Mateusza Morawieckiego 18 stycznia 2022 r. Na tej zmianie suchej nitki nie zostawiła Najwyższa Izba Kontroli. Krytykowały ją również nowe władze resortu klimatu. – A potem nastąpiła seria niezrozumiałych decyzji. Zamiast po prostu cofnąć pozbawione podstaw merytorycznych rozporządzenie Rady Ministrów, wszczęto procedurę ponownego włączenia tych działek w obręb ŚPN. Co mniej dziwi, biorąc pod uwagę, że robią to ten sam dyrektor parku i ten sam dyrektor departamentu w Ministerstwie, którzy wcześniej park okaleczali – mówi Łukasz Misiuna ze Stowarzyszenia Most, które od początku walczyło z decyzją.
Resort tłumaczy, że dzięki temu można było procedować powiększenie ŚPN o dodatkowe 342 ha. Ale radni Masłowa i Łącznej nie zagłosowali za powiększeniem parku. Tyle dobrego, że radni z Nowej Słupi zgodzili się na ponowne włączenie działek na Świętym Krzyżu w obręb ŚPN.
– Zwycięstwo jest czysto symboliczne. Oblaci nadal będą mieli dzierżawę na zagarniętych gruntach, bo taką mają umowę ze starostą.