Symetryzm pełznie i ma się całkiem dobrze. Przyjmuje nowe formy, chętnie stosuje kamuflaż
Po 15 października 2023 r. stanęło pytanie: co teraz będzie z symetrystami, czy wkleją nowe sensy w swoją starą formułę, że „PiS i PO to samo zło”? Ale im ekipa Tuska ma większe kłopoty z dotrzymaniem obietnic wyborczych, im większe kłopoty z Andrzejem Dudą, z naprawieniem praworządności, tym głośniej słychać, że PO to właściwie niewiele się różni od PiS. A żyje się gorzej niż dwa lata temu. Niemniej rzadko można dzisiaj spotkać symetrystę (poza nielicznymi wyjątkami), który by dumnie sam się tak nazywał. To jednak obciach.
Symetryzm: jesteśmy w tej samej rzece
Niemniej symetryzm pełznie i ma się całkiem dobrze, przyjmuje nowe formy, chętnie stosuje kamuflaż typu: PiS był straszny, cynicznie populistyczny, ale niestety PO też stosuje populizm, a Tusk ma ciągoty autorytarne – niby walczy o prawdziwą praworządność, a także łamie prawo. Jesteśmy po prostu w tej samej rzece. Zresztą właśnie sfera prawa, jego interpretacji i stosowania jest świetną przestrzenią dla rozwijania symetryzmu. Choćby ostatnie rozstrzygnięcia PKW w sprawie pieniędzy dla PiS, choćby gmatwania prawnicze wokół uciekiniera Romanowskiego.
Swoistym przykładem symetryzmu jest główne hasło kampanijne Szymona Hołowni, zresztą używane przez niego i jego formację polityczną od początku istnienia, a teraz mocno nasilone. Że Polskę trzeba wyrwać z polaryzacji, która ją niszczy, trzyma w zębach i nie daje ludziom normalnie żyć. Na tym założeniu w ogóle powstała idea i polityczny sojusz pod nazwą Trzeciej Drogi; do partii Szymona Hołowni dołączył w Sejmie PSL, którego liderzy także chętnie chcą zwalczać polaryzację i dominujący duopol PiS i PO.
Oczywiście stoi za tym kalkulacja polityczna. Notowania sondażowe dla Trzeciej Drogi, jak dla każdej z partii ją tworzących, są krytycznie niskie. Coraz bardziej brakuje tlenu. Stąd pomysł na silne wyodrębnienie się, wyróżnienie, złapanie dystansu wobec Koalicji Obywatelskiej, która byłaby zapewne w stanie wessać całą Trzecią Drogę. Tak czy inaczej, jej liderzy zostali skazani na ekwilibrystykę polityczną. Odróżniając się, próbują od czasu do czasu szturchać Tuska i rząd, mimo że w nim aktywnie działają.
Czytaj też: Pożyteczni symetryści
Prawda leży tam, gdzie leży
Tak naprawdę chodzi jednak o kwestie kardynalne. W polaryzacji uczestniczy znakomita większość Polaków, wystarczy dodać do siebie elektoraty dwóch największych partii stojących na przeciwległych brzegach. Tej polaryzacji nie da się wziąć w nawias, jakoś jej unieważnić. Ona wyraża autentyczny konflikt między odmiennymi wizjami Polski, do wewnątrz i na zewnątrz. To nie jest konflikt sztuczny i wymyślony, on szedł przez Polskę od wieków. Jak pisze profesor Andrzej Romanowski, to się zaczęło jeszcze w czasach Popielka i Rzepichy.
Bez rozstrzygnięć kardynalnych nigdy nie będzie się żyło „normalnie”.
Unicestwienie polaryzacji polegające na symetrycznym usunięciu dwóch jej biegunów zakłada, że one właśnie są symetryczne, na równi winne złowrogiej nienawiści. Nic bardziej mylnego i niemądrego. Już dawno przecież odkryto, że prawda wcale nie leży pośrodku, a tam, gdzie leży.