Kraj

Rozdarte sumienie rządu. Koalicjanci: „Wstyd”, „niefortunna ustawa”, „decyzja polityczna"

Premier Donald Tusk Premier Donald Tusk Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Gdzie czterech koalicjantów, tam dwa razy więcej systemów wartości. W 2024 r. rozdźwięk dotyczył aborcji, związków partnerskich i mieszkalnictwa. Nowy Rok przyniósł kolejne obszary światopoglądowych sporów, które już od stycznia dzielą koalicjantów.

Rząd już przyzwyczaił nas do wewnętrznych sporów. Trwające kilkanaście miesięcy dyskusje o aborcji i związkach partnerskich były tego najjaskrawszym wyrazem. Podobnie w przypadku ustaw migracyjnych, które pośrednio doprowadziły do rozpadu partii Razem, czy ustaleń dotyczących środków na ochronę zdrowia i mieszkalnictwo w konstruowanym budżecie.

Koalicja pozującej na pryncypialną Lewicy, prospołecznej Polski 2050, konserwatywnego PSL i centrowo-postępowej KO targana jest odrębnymi interesami ugrupowań i ich wyborców. Spokojnym ustaleniom nie sprzyja wychodzenie z pomysłami do mediów i rozpoczynająca się w środę kampania wyborcza. Ostentacyjnej krytyki będzie więcej.

Immunitet dla Netanjahu

„Tak, potwierdzam, czy to będzie premier, czy prezydent, czy minister, tak jak jest to w tej chwili zadeklarowane, edukacji Izraela, ktokolwiek z nich przybędzie do Oświęcimia na uroczystości w Auschwitz, będzie miał zapewnione bezpieczeństwo i nie zostanie zatrzymany” – przekazał w czwartek premier Donald Tusk. Wcześniej o skierowaniu przez prezydenta RP apelu do szefa rządu informował Bloomberg. Andrzej Duda miał zabiegać, by przedstawiciele władz Izraela – w tym premier Beniamin Netanjahu, poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne w Strefie Gazy – otrzymali gwarancję, że nie zostaną zatrzymani. Co zaskakujące, rząd do apelu się przychylił.

Decyzji Rady Ministrów bronił szef MSWiA Tomasz Siemoniak: „Uchwała została podjęta przez nas w poczuciu absolutnej szczególności miejsca, jakim jest Auschwitz i 80. rocznicy (...) W związku z tym nie wyobrażamy sobie, żeby przedstawiciele państwa Izrael mieli być w jakikolwiek sposób powstrzymani przed udziałem w tych obchodach”.

Na zaskakujący apel prezydenta i odpowiedź premiera zareagowali koalicjanci. Krytyka posypała się ze strony Lewicy, która od miesięcy sprzeciwia się działaniom Izraela w Strefie Gazy. „Lewica stoi na stanowisku, że zbrodnie wojenne, których się dopuścił, muszą zostać rozliczone. O zatrzymaniu kogoś na terytorium Polski decydują polscy sędziowie, nie politycy. Uchwała rządu tego nie zmienia” – przekazał rzecznik Lewicy Łukasz Michnik. Do sprawy odniosła się także kandydatka na prezydentkę Magdalena Biejat: „Uchwała rządu w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa premierowi Netanjahu jest szkodliwa, nie powinna mieć miejsca i mam nadzieję, że nie będzie musiała być zastosowana (…). Jeśli zgodzimy się na to, żeby zapewnić bezpieczeństwo Netanjahu z okazji rocznicy Auschwitz, to dlaczego nie zaprosić również Władimira Putina?”. Przewodniczący Lewicy Włodzimierz Czarzasty stwierdził wprost, że jeżeli premier Izraela Beniamin Netanjahu „zostanie wpuszczony, powinien być aresztowany”.

Krytyczne recenzje płyną również z lewego skrzydła Koalicji Obywatelskiej. Poseł Franek Sterczewski zawrócił uwagę, że podjętą przez rząd decyzję trudno łączyć z przywracaniem praworządności i szacunku do prawa międzynarodowego: „Jego częścią musi być wykonywanie orzeczeń MTK, w tym nakazu aresztowania oskarżonych o zbrodnie wojenne. Skoro amnestia dla Netanjahu, to może od razu także dla Putina? Absurd!”.

Czytaj też: W jakim celu Duda wywołał temat Netanjahu? Tusk nie dał się sprowokować

Inna Droga

Od dyskusji o wizycie przedstawicieli Izraela odciął się lider Polski 2050 Szymon Hołownia. Marszałek Sejmu przypomniał, że Polska nie może lekceważyć postanowień Międzynarodowego Trybunału Karnego, a trwająca fala wzajemnych oskarżeń to kolejna odsłona wojny „polsko-polskiej”. „Prezydent RP próbował sprowokować premiera? Premier zręcznie cios sparował? Naprawdę o to powinniśmy dziś bić się nad prochami ofiar Auschwitz?” – pyta we facebookowym wpisie Hołownia. „Polska ma też sprawną dyplomację, która z pewnością wie, co zrobić, by 80. rocznica wyzwolenia niemieckiej fabryki śmierci nie stała się areną gorszącej przepychanki”.

Polityk od przeszło kilku miesięcy szuka ścieżki między dwoma najważniejszymi obozami politycznymi. Przypominanie wizji, z którą marszałek szedł do wyborów – dekada, nie kadencja; zgoda i dialog – staje się tym wyraźniejsze, im bliżej do elekcji następnego prezydenta. Poszukiwanie drogi środka znalazło swój wyraz także w zaproponowanej ustawie incydentalnej.

Po budzących wątpliwości decyzjach PKW i bezprawnych działaniach Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych marszałek Hołownia wysunął postulat, aby o ważności wyborów orzekały trzy izby Sądu Najwyższego: Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, Karna i Cywilna. W czwartek pomysł Polski 2050 przeszedł przez pierwsze czytanie, choć jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Za odrzuceniem projektu głosowało Prawo i Sprawiedliwość, a prawie cały klub Lewicy wstrzymał się od głosu.

Przedstawiciele Polski 2050 argumentowali, że należy wykonać krok wstecz i póki nie ma innego pomysłu, warto nad projektem pracować. „Przywróćmy zaufanie do instytucji państwowych. Zacznijmy od Sądu Najwyższego” – przekonywał wiceminister Paweł Zalewski, co spotkało się ze stanowczą odpowiedzią szefowej klubu parlamentarnego Lewicy. „To nie jest ustawa incydentalna. To jest ustawa niefortunna, bo incydentalna kolaboracja ze złem jest złem. (…) O ważności wyborów nie mogą orzekać neosędziowie” – odpowiedziała Anna Maria Żukowska. „Apeluję o to, żeby mocno rozważyć, czy to jest słuszne rozwiązanie, które wyprowadzi nas z kryzysu, czy wprowadzi nas w kolejne”.

Mimo sprzeciwu Lewicy projekt ustawy trafił do komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Od głosu wstrzymała się Konfederacja, choć jej przedstawiciel poseł Przemysław Wipler zapowiedział gotowość do pracy nad rozsupłaniem wątpliwości.

Czytaj też: Pieniądze dla PiS. Minister gra na czas, w PKW kotłuje się jak w wirówce

Bez nas nie będzie niczego

Nieoczywiste pozostają intencje Polskiego Stronnictwa Ludowego. Posłowie ugrupowania poparli w głosowaniu projekt Polski 2050, choć sami zauważyli, że mają lepszy pomysł. Mirosława Orlińska z PSL zwróciła uwagę na propozycję wystosowaną przez wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza. „Trybunał Stanu jako jedyny organ państwa związany z władzą sądowniczą, który nie jest w żaden sposób poddany ocenie, nie budzi wątpliwości, powinien orzekać w sprawie legalności wyborów prezydenckich” – poinformował na konferencji prasowej lider ludowców. Propozycja zaczerpnięta od Klubu Jagiellońskiego ma zostać zaprezentowana podczas prac nad projektem Polski 2050, choć warto zauważyć, że Konstytucja RP mówi wprost: „Ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy” (art. 128).

Tym samym głos peeselowców bardziej świadczy o próbie zwrócenia na siebie uwagi niż merytorycznego wkładu do dyskusji. Przed ugrupowaniem trudne miesiące pozbawione bezpośredniego głosu w kampanii wyborczej. Wspólnym – co podkreśla wicemarszałek Piotr Zgorzelski – kandydatem Trzeciej Drogi pozostaje Szymon Hołownia. Obie partie w ostatnim czasie coraz mniej łączy. Chyląca się ku zakończeniu współpraca zmusza PSL do zabierania wyraźnego i stanowczego głosu.

„Nie można popadać w ekoskrajności. W tych sprawach nie znajdziecie większości z PSL. Bez PSL nie ma większości i to nie jest groźba, tylko »kawa na ławę«: będziemy bronić myśliwych, będziemy bronić wędkarzy, będziemy bronić tych tradycji” – mówił Kosiniak-Kamysz podczas spotkania w Tarnowie. „Bez nas, bez PSL, nie ma żadnej większości”. Słowa polityka padły w kontekście protestów rolników przeciwko umowie Mercosur i Zielonemu Ładowi, ale nie sposób nie łączyć ich z głosowaniem w sprawie wprowadzenia obowiązku okresowych badań lekarskich i psychologicznych dla myśliwych. Projekt Polski 2050 – tej samej, która z PSL współtworzy Trzecią Drogę – upadł głosami PSL. Przedstawiciel ludowców minister Krzysztof Paszyk oświadczył, że „tak jak obiecaliśmy, tak zrobiliśmy – szkodliwy projekt ustawy został odrzucony przez Sejm już w pierwszym czytaniu”.

Decyzja PSL spotkała się z niezrozumieniem ze strony koalicjantów. „Jestem rozczarowana tym, że projekt wylądował w koszu. Jest bardzo duże oczekiwanie społeczne, żeby wszyscy posiadacze broni przechodzili badania okresowe” – mówiła ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska. Projekt zakładał, że osoby posiadające pozwolenie na broń w celach łowieckich miałyby obowiązek przechodzić okresowe badania co pięć lat, a po ukończeniu 70. roku życia co dwa lata. „Nie wiem, dlaczego niektórzy w badaniach okresowych widzą zło wcielone. Nie potrafię tego zrozumieć. Rozumiem, że to jest decyzja polityczna, bo merytorycznego uzasadnienia takiego głosowania nie widzę”.

Ministerstwo powołało się na badania, według których 86 proc. społeczeństwa popiera objęcie myśliwych badaniami okresowymi. Zdaniem Lewicy przykładów przemawiających za projektem nie trzeba szukać daleko. Posłanka Anita Kucharska-Dziedzic przywołała sprawę z listopada 2023 r., kiedy myśliwy pomylił zwierzynę z żołnierzem. „Jak szaleniec zadźgał polskiego żołnierza, to Władysław Kosiniak-Kamysz ustawy zmieniał, ale jak myśliwi zastrzelili polskiego żołnierza i zwiali z miejsca zbrodni, zostawiając duszącego się własną krwią chłopaka, to max 5 lat i żadnej refleksji nt. zwiększenia kar czy badań okresowych”. Profil ugrupowania odpowiedział również memem, na którym myśliwy myli z dzikiem grzybiarza, psa i własnego kolegę.

Kampania za rogiem

Dyskusje, spory i kłótnie wyciągane na forum medialne nie służą koalicji. Potknięcia i różnice zdań są skrupulatnie wykorzystywane przez Prawo i Sprawiedliwość i Konfederację. Partia Jarosława Kaczyńskiego w sprawie dot. Izraela zarzuca rządzącym hipokryzję – nierespektowanie prawa międzynarodowego, kiedy to nie na rękę – i pyta Lewicę o rację bytu w koalicji, którą sama krytykuje. Posłowie Konfederacji idą jeszcze dalej. Sławomir Mentzen, kandydat ugrupowania na prezydenta, opublikował wideo, w którym ocenia, że PiS i PO nie mogą się w żadnej ważnej sprawie porozumieć, aż tu nagle premier Tusk i prezydent Duda dogadują się z nieznanego powodu. W nadchodzącej kampanii publiczne spory nawet jeśli nie osłabiają koalicjantów, to dają paliwo kandydatom opozycyjnym do mobilizowania własnych wyborców. Zwłaszcza na tle światopoglądowym.

Aktualne sondaże nie są przesadnie optymistyczne dla kandydatów koalicji rządzącej. CBOS odnotowuje, że rząd traci zwolenników, a poziom jego przeciwników pozostaje na stabilnym poziomie. W grudniu zadowolonych z pracy gabinetu Donalda Tuska było 32 proc. (w październiku i listopadzie 34 proc.), a nastawionych krytycznie 40 proc. badanych. Wraz z kampanią wracają pytania o sprawy najbardziej rozgrzewające społeczeństwo. Bez wspólnego sumienia rząd będzie pod nieprzerwanym ostrzałem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej: złoty interes patriotów. Ta historia ma dwie odsłony

Co łączy znikające sztabki złota i emeryta, który w kolejce po piwo zostaje prezesem spółki? Okazuje się, że jedno – Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej.

Juliusz Ćwieluch
06.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną