Przez ostatnie miesiące codziennie nagrywałem audycje Radia Jutrzenka, niewielkiej stacji działającej w Warszawie. Chciałem sprawdzić, czy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji monitoruje wcześniej karanych nadawców i podejmie interwencję w związku z emitowaną prorosyjską propagandą.
Po ponad pół roku obserwacji i dokumentowania wydaje mi się, że nie ma sensu czekać dłużej. Opiszę więc, jak wygląda propaganda na falach FM w stolicy Polski, zgłaszam skargę do KRRiT i jednocześnie zgłaszam skargę na KRRiT za niedopełnienie obowiązków.
Małe radio z historią…
Radio Jutrzenka nie jest znane szerokiej publiczności, to niszowa stacja, która nie nadaje nawet na terenie całej Warszawy. Według koncesji w jej zasięgu mieszka ok. 150 tys. osób, obejmuje częściowo dzielnice Śródmieście, Mokotów, Ursynów i Wilanów. Realny zasięg ciężko zmierzyć, radio nadaje też w internecie. Założył je Andrzej Cielecki, powstaniec warszawski i działacz Solidarności. Po nim radio przejęła jego żona Elżbieta. Jest niekomercyjne, nie nadaje reklam, można w nim usłyszeć patriotyczną muzykę.
… i wschodnią dezinformacją
Rzecz w tym, że na patriotycznej muzyce się nie kończy. Niemal codziennie na domowym odbiorniku możemy słuchać np. o tym, jak NATO szykuje prowokację na granicy polsko-białoruskiej, a precyzując – o tym, jak żołnierze Sojuszu będą przebierać się w mundury rosyjskie i dążyć do rozpętania konfliktu zbrojnego. Innego dnia mowa o tym, jak Rosja została sprowokowana przez USA i jak musi się bronić przed Zachodem, atakując Ukrainę.
Jeszcze kiedy indziej pojawia się treść, za którą Jutrzenka została już kiedyś ukarana – stwierdzenie, że na terenie Ukrainy powstawały rzekomo natowskie laboratoria do tworzenia broni biologicznej skierowanej przeciw Rosji. 1 stycznia nowego roku na falach Jutrzenki usłyszeliśmy, że w polskich bazach NATO może być przechowywana ukraińska broń chemiczna i biologiczna – długie wywody niczym z elementarza rosyjskiej propagandy sączone są dzień po dniu każdemu, kto przypadkiem trafi na tę małą radiostację.
Dezinformacja, która pojawia się na antenie, nie dotyczy tylko NATO i Rosji, to również mowa nienawiści skierowana przeciw uchodźcom z Ukrainy (którzy mają przejąć Polskę, dokonać „oczyszczenia” jak na Wołyniu, przegłosowywać nas w wyborach i wystawiać w nich swoich polityków).
Czytaj też: Jak tak naprawdę działa propaganda
Od spraw poważnych do absurdu
Czy to koniec teorii spiskowych i dezinformacji? Oczywiście, że nie. Jutrzenka prawi w eterze również o Żydach pedofilach, satanistycznych elitach (m.in. Billu Gatesie) i szkodliwych szczepionkach. Być może niektóre treści, zupełnie oderwane od rzeczywistości, mogą wydać się w pierwszym momencie zabawne, ale trzeba pamiętać, że nie trafiają w próżnię i znajdują swoich odbiorców.
Ekspozycja na teorie spiskowe może zwiększać skłonność do wiary w nie oraz radykalizować nawet osoby początkowo sceptyczne lub zupełnie niezainteresowane. Proces ten jest związany z mechanizmami psychologicznymi, takimi jak efekt czystej ekspozycji.
Czytaj też: Nasze zęby tytanowe, czyli wojna oczami rosyjskiej propagandy
Radio nadaje dalej
Nie chodzi zresztą tylko o Radio Jutrzenka, to jaskrawy przykład świadczący o nieudolności Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. KRRiT albo nie reaguje, albo nie prowadzi stałego monitoringu karanych nadawców. I nie do końca wiem, co jest gorszą wiadomością. Jutrzenka była już karana w przeszłości za propagowanie prorosyjskiej dezinformacji, a KRRiT nałożyła na nią karę w wysokości 500 zł. Ta sama instytucja próbowała nałożyć karę 80 tys. zł na TOK FM za zdanie wygłoszone pod adresem podręcznika szkolnego „Historia i teraźniejszość”.
Skoro KRRiT nie reaguje na tak jawną i grubo ciosaną propagandę nadawaną w stolicy, to co się dzieje w całej Polsce? Na samych falach UKF nadają setki nadawców, małych radiostacji, których słuchają lokalne społeczności – jaką mamy pewność, że słychać tam więcej propagandy, skoro Jutrzenka może funkcjonować bez obaw?
Według ustawy o radiofonii i telewizji nadawca ma obowiązek przechowywać nagrania audycji przez 28 dni i udostępnić je na żądanie KRRiT. Jeśli jednak KRRiT nie prowadzi własnego monitoringu, to może opierać się wyłącznie na zgłoszeniach od osób prywatnych. Przez brak systematycznego nasłuchu nie ma podstaw do kompleksowego nadzorowania emitowanych treści. Nie może też cofnąć się w historii nagrań i sprawdzić, czy proces jest ciągły, trwa od pół roku czy lat. To jawna recydywa czy incydent i wypadek przy pracy?
Od mojej pierwszej wiadomości wysłanej do KRRiT minął już ponad miesiąc. Żadna nie doczekała się odpowiedzi. Radio Jutrzenka dalej nadaje.