Polska nauka czeka na ministrę, a Lewica ławkę ma krótką. Ostatnie słowo należy do Tuska
Dariusz Wieczorek kończy swoją misję ministra nauki. To dobrze. Niezależnie od wszystkich kontrowersji i wpadek był to po prostu niewłaściwy człowiek na niewłaściwym miejscu. Jego nominacja była ściśle partyjna (żeby nie powiedzieć – partyjniacka) i niezależnie od osobistych zalet przyjaciela szefa Lewicy i wicemarszałka Sejmu Włodzimierza Czarzastego stanowczo nie był on osobą z resortu, czyli znającą się na sprawach zarządzania w nauce. Już sam ten fakt był powodem rozczarowania, a nawet zgorszenia w środowisku akademickim, które dość powszechnie uznało, że resort został potraktowany jak „łup partyjny” i obsadzony partyjnym funkcjonariuszem. Nie było dotąd takiego przypadku, aby ministrem nauki została osoba bez choćby doktoratu i doświadczenia pracy na wyższej uczelni.
Lewica straciła szansę, aby zyskać uznanie w bliskim sobie przecież środowisku akademickim. Wyznaczając dobrego kandydata na ministra, mogła znacznie poprawić wizerunek i zdobyć bądź odzyskać tysiące wyborców pośród wykładowców i innych pracowników wyższych uczelni.
Nauka: decyzja należy do Tuska
Dziś Lewica otrzymuje drugą szansę. Jak powiedział nam przewodniczący Czarzasty, w ciągu tygodnia lub dwóch, po spotkaniu z premierem Tuskiem, wskazany zostanie następca Dariusza Wieczorka. Obecnie jest aż siedmiu kandydatów, którzy – jak podkreślił Czarzasty – mają dobrą opinię i nikt nie zgłasza do nich zastrzeżeń. Ostatecznie jednak decyzja należy do premiera. Jak można się domyślać, podczas spotkania Czarzastego z Tuskiem mowa będzie o więcej niż jednej osobie.
W mediach panuje na razie jednomyślność odnośnie do tego, że największe szanse na stanowisko ma dr Karolina Zioło-Pużuk, obecnie zastępczyni szefa Kancelarii Senatu (to oficjalna nazwa tego stanowiska) i warszawska radna. Z jej wywiadu dla Radia RDC można wnosić, że na poważnie przygotowuje się do objęcia funkcji i będzie o nią walczyć. Z pewnością jest osobą bardzo bystrą, a jej doświadczenie w resorcie może nie jest imponujące, lecz przynajmniej pracuje na uczelni (UKSW, czyli na uczelni katolickiej, co może nieco dziwić w przypadku działaczki lewicy) i zajmuje tam stanowiska kierownicze średniego szczebla. Jest humanistką, specjalistką od dydaktyki języków obcych, nauczycielką polskiego jako języka obcego.
Jak sama mówi, it is nice to be nominated. Często się zdarza, że faworyt w ostatecznym rozrachunku odpada. Silną konkurentką dr Karoliny Zioło-Pużuk jest dr Dorota Olko, była działaczka Razem, socjolożka specjalizująca się w gender studies. Nie ma poważniejszego doświadczenia w pracy na wyższej uczelni, ale jest kobietą (dla lewicy to zawsze atut we wszelkich sprawach kadrowych) i ma silną, wyrazistą osobowość. Jako działaczka feministyczna mogłaby odegrać w rządzie rolę strażniczki sprawy liberalizacji prawa aborcyjnego. Być może dla premiera Tuska byłaby dobrym alibi, że mimo opieszałości traktuje prawa kobiet poważnie?
Najważniejsze dwie kandydatury
Męscy konkurenci obu pań to obecni wiceministrowie. Dr Marcin Kulasek, sekretarz Lewicy, a z zawodu technolog żywności, piastuje funkcję wiceministra aktywów państwowych. Dr Dariusz Standerski, młody ekonomista z UW, jest wiceministrem cyfryzacji, a dr hab. Sebastian Gajewski wiceministrem w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej. Tak naprawdę z tych trzech panów szansę ma Gajewski, bo tylko on ma habilitację i pracuje na uczelni (jest profesorem prawa w Europejskiej Wyższej Szkole Prawa i Administracji).
Środowisko jest przyzwyczajone (i słusznie), że ministrem nauki zostaje samodzielny pracownik nauki, bo daje to jakąś elementarną rękojmię, że trochę zna się na rzeczy. Wprawdzie Jarosław Gowin był tylko doktorem, ale przynajmniej nosił się jak profesor i nadrabiał miną. Jednakże żadnego młodego doktora, którego predyspozycje i tytuły do zajmowania stanowiska szefa wszystkich rektorów miałyby polegać po prostu na tym, że działa w partii politycznej, środowisko nie zaakceptuje.
Sądzę, że wszystko rozegra się między dwiema kandydaturami: Zioło-Pużak i Gajewskiego. A jako że Czarzasty zaliczył wpadkę z nominowaniem Wieczorka, to tym razem premier będzie miał ostatnie słowo. I chyba postawi na osobę, którą już zna z rządu i której może zaufać. Czyli na wiceministra. Tym samym obstawiam Gajewskiego.
Krótka ławka na Lewicy
To smutne, że Lewica ma taką krótką ławkę i musi szukać kandydatów w innym resorcie. No ale tak to już jest, że zawsze to musi być „swój”. Na lewicy jest stara tradycja myślenia w kategoriach partyjnych i Włodzimierz Czarzasty jest jej kontynuatorem.
Ktokolwiek w końcu zastąpi Dariusza Wieczorka, będzie miał bardzo trudną pracę. Środowisko „ważnych profesorów”, czyli szefów rozmaitych instytucji i gremiów naukowych i resortowych, jest po prostu wściekłe na Wieczorka i jego zastępcę prof. Macieja Gdulę. Dlatego nowy minister będzie musiał się napracować, aby zdobyć zaufanie w swoim resorcie. A to wymaga czasu. Tzw. gmach, czyli zespół pracowników ministerstwa, też ma swoje oczekiwania i sposoby na utrudnianie życia szefowi. Wyczołganie się z tego biurokratycznego grzęzawiska to będzie nie lada wysiłek.
Do załatwienia jest wiele spraw, ale najważniejsza to pieniądze. Jeśli nowy minister przekona premiera, że inwestowanie w naukę naprawdę się opłaca i że bez pieniędzy pozostaniemy jedynie eksporterami naukowej siły roboczej, to wszyscy będziemy go (lub ją) oklaskiwać. A Tusk nie słynie z wielkiego poważania dla naukowców. Z jego punktu widzenia resort nauki to po prostu jedno z mniejszych i mniej ważnych ogniw państwa. Tylko ktoś z charyzmą mógłby zmienić ten sposób patrzenia na świat akademicki.
Wątpliwe, żeby Lewica znalazła akurat kogoś z charyzmą. Należy się więc spodziewać lepszego lub gorszego biurokraty i dalszych żmudnych prac nad korygowaniem nieustającej reformy. Wiadomo, że rodzi się nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym i zapewne prace nad nią staną się priorytetem nowej ekipy na Wspólnej (bez aluzji). Trzeba też pilnie zracjonalizować zasady ewaluacji jednostek naukowych, bo obecne algorytmy deprecjonują te największe i najważniejsze w kraju, a faworyzują „małe i prężne”. Wiele środowisk czeka na naprawienie listy czasopism punktowanych, gdzie wciąż jest mnóstwo irracjonalnych dysproporcji i niesprawiedliwości. W tym kontekście do rozwiązania pozostaje ponadto wielki problem z czasopismami gotowymi publikować niemal wszystko, jeśli się im zapłaci. Są to tzw. czasopisma drapieżne – jedna z patologii do bólu skomercjalizowanej nauki światowej.
Nowy minister czy ministra będzie musiała wreszcie dogadać się z Polską Akademią Nauk, która w większości bardzo źle ocenia plany reformatorskie odchodzącej ekipy, a zwłaszcza próbę wyjęcia PAN spod kurateli premiera i podporządkowania jej finansów ministerstwu.
Cudu nie będzie
Przede wszystkim jednak na „dzień dobry” nowy szef lub szefowa resortu musi się przygotować do godnego przyjęcia gości z Europy. Jeśli dobrze wypadnie w roli gospodarza podczas obrad polskiej prezydencji w UE, będzie to znaczący sukces. Polska jest mało widoczna w europejskich instytucjach zarządzających nauką, a udział rodzimych naukowców w grantach europejskich jest nieproporcjonalnie mały. Gdyby miało się coś w tej sprawie zmienić, wszyscy byliby zadowoleni.
Tak czy inaczej, nikt nie ma wielkich oczekiwań, gdy chodzi o zmianę na stanowisku ministra. Cudu nie będzie. To, na co realnie liczą liderzy środowisk akademickich, to wzrost nakładów na naukę. Pieniądze są najważniejsze. A na drugim miejscu stawiane jest odbiurokratyzowanie nadzoru nad uczelniami i większy respekt dla ich autonomii. Lewica z natury jest dość centralistyczna w swoim myśleniu o polityce i zarządzaniu państwem, więc zapewne pójdzie w stronę wzmocnienia rektorów (na niekorzyść rad uczelni) oraz zwiększenia władzy samego ministerstwa.
Byłoby pięknie, gdyby w przypływie wspaniałomyślności i szacunku dla mądrych profesorskich głów zechciała w tym jednym przypadku zawiesić swój „centralizm partyjny” i zaufała naukowcom. Zaufanie wzajemne między światem akademickim i ministerstwem nauki osiągnęło dno za czasów Czarnka i nie bardzo się z tego dna podniosło przez miniony rok rządów Wieczorka. Miejmy nadzieję, że teraz uda się nam wszystkim od tego dna odbić. Dajmy więc raz jeszcze mały kredyt zaufania Lewicy – w nadziei, że odwdzięczy się tym samym.