Ustawa uchwalona po śmierci ośmioletniego chłopca zakatowanego przez ojczyma w Częstochowie w założeniu miała zwiększyć ochronę nieletnich. Tymczasem wywołała panikę, doprowadziła do absurdów i paraliżu miejsc, w których przebywają dzieci (o czym pisaliśmy w tekście „Lex kleks”). W szkołach, wbrew intencjom ustawodawcy, na pierwszy plan wysunął się obowiązek pozyskiwania zaświadczeń o niekaralności od każdego, kto zbliża się do uczniów. Dyrektorzy uważali, że należy rozumieć go dosłownie – aż do przesady, i w związku z tym wymagać od każdej osoby przekraczającej próg placówki zaświadczenia o niekaralności. Nawet woźni czy kierowcy szkolnych autobusów zaczęli odczuwać presję, że i oni wkrótce będę musieli stanąć w kolejce do sądu po zaświadczenie. Okazało się, że tak literalne rozumienie prawa nie służy dzieciom i tylko pozornie je chroni. Po kilkumiesięcznej dyskusji nad absurdami ustawy Ministerstwo Edukacji zgłosiło uwagi do niej – w styczniu ma nimi zająć się rząd. Chodzi m.in. o zniesienie obowiązku podwójnego sprawdzania danej osoby (aby szkoła nie musiała np. weryfikować karalności trenera, który wcześniej został sprawdzony w klubie sportowym), zlikwidowanie opłat za zaświadczenia o niekaralności dla wolontariuszy prowadzących zajęcia z dziećmi czy studentów odbywających praktyki w szkołach, a także zwolnienie rodziców będących opiekunami podczas wycieczek szkolnych z obowiązku zaświadczenia o niekaralności (aby wystarczyło oświadczenie).