Ze studiów politologicznych najbardziej użyteczną wiedzą wydaje mi się ta wyniesiona z wykładów z psychologii społecznej i politycznej. Pozwala ona spojrzeć na pałac władzy po szekspirowsku – jako grę ludzkich namiętności determinowaną przez charakter aktorów. Osobowość np. Zbigniewa Ziobry jest chyba dość dobrze rozpoznana, stąd jeśli teraz ocenia on, że dawne jego poglądy były „bardzo łagodne w stosunku do tego, co zrobimy wtedy, kiedy wrócimy”, to oczywiste jest, że zemsta po ponownym uchwyceniu władzy przez PiS nie będzie czekać. Groźby są zresztą formułowane przez polityków formacji Jarosława Kaczyńskiego bez przerwy, mają wywoływać efekt mrożący – i go wywołują.
Wewnętrznie sprzeczna uchwała PKW, za pomocą której dwaj członkowie Komisji dokonują wolty, z pobieżnego tylko oglądu jawi się jako, Państwo wybaczą, dupokrytka. Przecież nie ma co występować z otwartą przyłbicą, skoro za dwa i pół roku, lub wcześniej, jeśli w maju wygra Karol Nawrocki, do władzy może wrócić PiS i z zapewne większą skutecznością niż obecni śledczy rozliczy tych wszystkich, którzy odważyli się tropić ich przestępstwa i skandale. A wczesnoporanna wizyta służb w domu czy wezwania do prokuratury to wszak nic przyjemnego. Stąd najlepiej przerzucić mogącą mieć w przyszłości przykre konsekwencje decyzję na kogoś innego, w tym akurat przypadku na ministra finansów, którego PiS straszy Trybunałem Stanu.
PiS jest wciąż mocny, a o tej sile zaświadczają nie tylko zwartość tego środowiska oraz stabilne sondaże – bezprecedensowo wysokie notowania jak na ugrupowanie, które oddało ster rządów i powinno przecież słabować – ale też szereg wydarzeń pobocznych, jak przytoczona uchwała PKW czy polityczny azyl na Węgrzech dla byłego wiceministra sprawiedliwości.