Były senator PiS Waldemar Bonkowski, który z wyjątkowym okrucieństwem zabił swoją ośmioletnią sukę Zoję, próbuje wymigać się od kary. Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał go na trzy miesiące bezwzględnego pozbawienia wolności, rok prac społecznych oraz zapłatę 20 tys. zł nawiązki na rzecz OTOZ Animals za to, że w marcu 2021 r. przytroczył Zoję do haka swojego samochodu i ciągnął ją 200 m po asfalcie, co spowodowało pęknięcie organów wewnętrznych i śmierć zwierzęcia w męczarniach. Wyrok zapadł w apelacji, bo Sąd Rejonowy w Kościerzynie skazał Bonkowskiego tylko na rok więzienia w zawieszeniu, mimo że oskarżyciel wnioskował o rok i osiem miesięcy bezwzględnego więzienia.
W końcu jednak były senator trafił za kraty, ale jedynie na osiem tygodni. Sąd zgodził się, aby dokończył odsiadkę w domu z elektroniczną opaską na nodze. Polityk złożył też wniosek o zamianę prac społecznych na comiesięczną wpłatę 15 proc. swoich dochodów na rzecz kościerskiego hospicjum. Sąd się zgodził, ale Prokuratura Rejonowa w Kościerzynie zaskarżyła postanowienie.
Były senator nie czuje się winny, o zajściu mówi „nieszczęśliwy wypadek”. Najpierw – mimo bezspornych dowodów, bo jadący za nim kierowca sfilmował całe zajście – kłamał. Policjantom pokazał brata Zoi, twierdząc, że psu nic się nie stało. Zoja była już zakopana za domem. Potem zaczął twierdzić, że zwierzę uciekło z posesji, musiał odprowadzić je do domu, nie mógł na piechotę, bo był chory na covid, a do samochodu duży pies w typie owczarka kaukaskiego się nie mieścił, więc przywiązał go do haka. Jednak choroby nie potwierdzono, a tym samym samochodem polityk przewiózł martwego już psa – żeby ukryć to, co zrobił. Bonkowski twierdził też, że próbował reanimować Zoję, czemu zaprzeczył naoczny świadek.