Zanosiło się na to od kilku miesięcy, ale teraz już oficjalnie wiadomo: ciężar budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego weźmie na siebie w całości budżet państwa. Tym samym z gry wypadło prywatne konsorcjum firm Vinci Airports (francuski zarządca infrastruktury lotniskowej) oraz IFM (australijski fundusz inwestycyjny). Tuż po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych w październiku 2023 r. duet ten został przez ówczesny zarząd spółki CPK – którego los po zmianie władzy był przesądzony – wybrany na inwestora strategicznego.
Zaangażowanie prywatnego kapitału miało dowodzić, że cały ten gigantyczny projekt będzie rentowny. Ale wątpliwości budziła relacja między zadeklarowanym przez konsorcjum wkładem a udziałami w zarządzającej lotniskiem spółce. Koszty budowy portu szacowano na co najmniej 42 mld zł, tymczasem w zamian za 8 mld francusko-australijski inwestor miał objąć aż 49 proc. udziałów w przyszłej spółce. Obecne władze CPK nie ukrywały, że jest to układ niekorzystny, stąd trzeba rozważyć inne opcje.
Nowa koncepcja zakłada, że udziałowcami przyszłego zarządcy lotniska – w proporcjach 51 do 49 – zostaną spółka CPK oraz Polskie Porty Lotnicze, czyli dotychczasowy operator warszawskiego lotniska Chopina. Oba podmioty są w całości kontrolowane przez Skarb Państwa, co w praktyce – jeśli chodzi o wykładanie kapitału na budowę lotniska – oznacza konieczność emisji państwowych obligacji i zaciągania kredytów, a ewentualne dofinansowanie PPL z publicznych środków może skończyć się postępowaniem wyjaśniającym przed Komisją Europejską. Tak przynajmniej wieszczą krytycy tego rozwiązania, którzy jednocześnie, w związku z twardym obstawaniem przy zaangażowaniu w inwestycję prywatnego kapitału, uważani są za branżowych lobbystów.