Azylant Marcin Romanowski. Czego Orbán zażąda od ludzi PiS w zamian za bratnie usługi
Pan Romanowski wcale nie jest pierwszym Polakiem, który udał się na Węgry, by uniknąć „prześladowań politycznych”. Miał poprzednika w postaci króla Bolesława II Śmiałego, a działo się to blisko tysiąc lat nazad. Tenże władca, zwany również Szczodrym, popadł w konflikt z biskupem Stanisławem Szczepanowskim – skazał go na obcięcie członków, co wywołało bunt możnych i wyjazd Bolesława na Węgry. Był tam witany przez króla Władysława I Świętego.
Oba zuchy, oba żwawi
Nasze wzajemne relacje były z reguły bardzo dobre w ostatnim tysiącleciu. Ludwik Węgierski był równocześnie królem Polski i Węgier w latach 1370–82, a jego córka Jadwiga została żoną Władysława Jagiełły i królową Polski. W latach 1440–44 miała miejsce druga personalna unia polsko-węgierska pod berłem Władysława Warneńczyka, który obronił Węgry przed Turkami, ale zginął w bitwie pod Warną. Do tronu węgierskiego bezskutecznie aspirował Jan Olbracht (z dynastii Jagiellonów) pod koniec XV w. W 1515 r. postanowiono, że Ludwik II Jagiellończyk obejmie tron czeski i węgierski, ale jego śmierć w bitwie pod Mochaczem z Turkami w 1526 r. zakończyła ten etap relacji polsko-węgierskich. Ostatecznie Węgry dostały się pod panowanie Habsburgów, trwające do 1918 r. Rozbiory Polski pod koniec XVIII w. sprawiły, że część terytorium państwa (popularnie zwana Galicją) znalazła się razem z Węgrami w Imperium Habsburskim (od 1867 r. Cesarstwie Austro-Węgierskim), co wzmocniło poczucie wspólnoty obu narodów.
W 1848 r., w ramach tzw. Wiosny Ludów, wybuchło antyaustriackie powstanie węgierskie. Przywódcą politycznym był Lajos Kossuth, dowódcą wojskowym – Polak gen. Józef Bem, uczestnik powstania listopadowego i rewolucji wiedeńskiej. Bunt Węgrów został krwawo stłumiony w 1849 r. przez interwencyjne wojska rosyjskie dowodzone przez marszałka Paskiewicza. Bem stał się bohaterem narodowym Węgier, w 1929 wzniesiono w Budapeszcie jego pomnik. Postać ta była symbolem naszych dobrych relacji, wyrażonych w znanym powiedzeniu (obecnym w obu językach): „Polak, Węgier, dwa bratanki – i do szabli, i do szklanki, oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi”.
Rymowanka powstała ponoć pod koniec XVIII w., przy czym w tekście pierwotnym zamiast szabli była mowa o koniu. Wierszyk, powtarzany do dzisiaj, jest traktowany jako krótki, a treściwy wyraz podobieństwa charakteru narodowego Polaków i Węgrów, w szczególności gotowości do walki o wolność oraz upodobania do picia mocnych trunków. W samej rzeczy wina węgierskie były zawsze w Polsce obecne, np. Egri Bikaver (Krew Byka) to bardzo u nas popularne wino czerwone.
Czytaj też: Były podstawy do inwigilacji Romanowskiego
Polski ośrodek węgierski
Węgry ostatecznie przystąpiły do II wojny światowej po stronie państw Osi. Ale gdy w 1939 r. Niemcy zapytały węgierski rząd o możliwość inwazji na Polskę z terytorium Węgier, premier Pál Teleki odparł: „Ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego nie brać udziału w jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciw Polsce”. Internowani polscy żołnierze na Węgrzech mieli pełną opiekę dyplomatyczną.
Zapewne te fakty utrwaliły sympatię do Madziarów (inna nazwa Węgrów) po 1945 r. Polscy kibice cieszyli się, gdy reprezentacja Węgier pokonała 6:3 Anglików na Wembley w 1953 r., i martwili, gdy Węgrzy przegrali finał mistrzostw świata z RFN w Bernie w 1954. W Krakowie przy ul. Karmelickiej był ośrodek węgierski. Ponieważ reprezentacja Węgier była zdecydowanym faworytem, zawczasu przygotowano plakat „Węgry mistrzem świata”, ale trzeba było dopisać „vice”. Bardzo małymi literami, bo tylko takie się zmieściły.
Najważniejsze rzeczy wydarzyły się w 1956 r. Powstanie węgierskie zaczęło się pod pomnikiem Bema w Budapeszcie. Polacy nie ukrywali poparcia dla walczących Madziarów, powszechnie nosili odznaki z narodowymi barwami Węgier, zbierali pieniądze na pomoc dla „bratanków”, a prasa polska relacjonowała wydarzenia z wyraźną sympatią dla Węgrów. Gdy ONZ głosował nad rezolucją przeciwko interwencji radzieckiej tłumiącej powstanie, Polska się wstrzymała, co było wbrew jednolitej postawie ZSRR i tzw. państw demokracji ludowej.
Pamiętam mecz reprezentacji bokserskich Polski i Węgier w hali Gwardii (obecnie Wisły) w Krakowie w 1957 r. Pięściarze madziarscy zostali powitani z entuzjazmem jako przedstawiciele narodu bohatersko walczącego o wolność. Ponieważ Węgry stały ekonomicznie lepiej od Polski w latach 70. i 80., wyjazdy na zakupy do Budapesztu i innych węgierskich miast były na porządku dziennym. Celnicy madziarscy, chociaż mieli obowiązek skrupulatnego sprawdzania bagaży, często przymykali oczy na wywóz towarów przez tych, do których mogli się zwrócić per unokaöcs (bratanek). I Węgrzy, i Polacy nie ukrywali nastawienia antyradzieckiego, całkowicie zrozumiałego z powodów historycznych, przy czym w obu krajach traktowano ZSRR jako kontynuację carskiej Rosji.
Czytaj też: Madziarski gen przetrwania
Budapeszt w Warszawie
Postkomunistyczne zmiany ustrojowe zaczęły się na Węgrzech w 1990 r. W 1991 powstała Grupa Wyszehradzka (Czechy, Polska, Słowacja, Węgry) i wydawało się, że odegra kluczową rolę w formowaniu Europy Środkowej, zwłaszcza po wstąpieniu tych państw do NATO i UE. W 2010 r. wybory parlamentarne wygrał prawicowy Fidesz, a premierem został Viktor Orbán. Jego polityka konsekwentnie przeciwstawiała się ściślejszej integracji. Orbán wprowadził elementy autorytaryzmu do systemu politycznego, przejawiające się w ograniczeniu wolności mediów i podporządkowaniu sądownictwa interesom partyjnym.
Dla obserwatorów światowej sceny politycznej olbrzymim zaskoczeniem „orbanizmu” było zbliżenie węgiersko-rosyjskie. Doświadczenie Madziarów sugeruje niejaki dystans do Rosji, ale p. Orbán zdecydował inaczej, nastawiając się na daleko idącą współpracę z Kremlem, co szczególnie widać w „zrozumieniu” Węgier dla rosyjskiej inwazji w Ukrainie i zapowiedzi, że nie zgodzą się na przedłużenie sankcji wobec Rosji.
Polityka p. Orbána i jego poczynania wobec UE zostały przyjęte z radością przez polskich dobrozmieńców. Tak wielką, że p. Kaczyński zaczął prawić o Budapeszcie w Warszawie. Proputinowskie stanowisko węgierskiego premiera spotkało się z krytyką, ale polska prawica dość szybko zaczęła tolerować umizgi p. Orbána w kierunku Moskwy. Pan Obajtek, były wójt Pcimia, który wszystko może z namaszczenia p. Kaczyńskiego, sprzedał Lotos węgierskiemu Molowi, przy czym jest dość prawdopodobne, że skorzystał na tym rosyjski Łukoil.
Sympatia dobrozmieńców dla p. Orbána wzrosła w 2024 r., gdy zaczął blokować wypłatę pieniędzy dla Polski z funduszy UE i NATO (premier Teleki był bardziej propolski w 1939 r. niż premier Orbán w 2024 – historia płata niezłe figle).
Czytaj też: Legenda o św. Stefanie i narodziny przymierza polsko-węgierskiego
Romanowski przyjęty po królewsku
Pan Romanowski, jako się rzekło, nie jest pierwszym Polakiem, który otrzymał azyl polityczny u Madziarów – jego poprzednikiem był Bolesław Śmiały. Drugi azylant nie jest królem Polski, był tylko wiceministrem sprawiedliwości (vice-Zbyszkiem Ziobrą, by tak rzec) z ramienia tzw. dobrej zmiany. Pan Orbán nie jest królem Węgier, „tylko” premierem. Niemniej pierwszy został podjęty przez drugiego, jeśli nie iście po monarszemu, to w każdym razie z niezwykłą łaskawością. Przywódca węgierski oświadczył: „To nie decyzja premiera. To prawny proces, który jest w toku. (...) Nie, nie, nie, ja nie zajmuję się szczegółami. Jedyne, co wiem, to że relacje pomiędzy Polską a Węgrami nie są dobre, zwłaszcza z powodu brutalnego ataku polskiego ministra sprawiedliwości na węgierski rząd”.
Chyba trzeba zmienić powiedzenie „udawanie Greka” na „udawanie Węgra”, bo trudno zrozumieć, w jaki sposób „brutalny atak polskiego ministra sprawiedliwości na węgierski rząd” usprawiedliwia przyznanie azylu Romanowskiemu. Trochę jaśniej rzecz ujął p. Gulyas, szef kancelarii premiera Węgier, który orzekł, że w Polsce wystąpił kryzys praworządności.
Tak to zilustrował: „Polski rząd nie realizuje orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Lekceważąc immunitet czy ułaskawienie prezydenta, używa narzędzi prawa karnego przeciwko swoim politycznym rywalom. Minister sprawiedliwości z powodów politycznych zmienił prezesów sądów i bezprawnie zwolnił prokuratora”.
Dalej jednak nie widać uzasadnienia dla przyznania azylu p. Romanowskiemu.
Polsko-węgierska unia realna
Pan p. vice-Zbyszek proklamował w Budapeszcie, co następuje: „Publicznie zobowiązuję się w ciągu sześciu godzin wrócić do kraju, jeśli rząd wycofa się z nielegalnych działań opisanych w poniższych punktach: 1. Opublikowanie wszystkich wyroków Trybunału Konstytucyjnego, które od kilku miesięcy są nielegalnie blokowane przez premiera Donalda Tuska. 2. Uznawanie i stosowanie się bez wyjątku do wszystkich orzeczeń wydawanych przez sędziów każdej z izb Sądu Najwyższego. 3. Przywrócenie nielegalnie odwołanych prezesów sądów, poczynając od Sądu Apelacyjnego i Okręgowego w Warszawie. 4. Zakończenie nielegalnych manipulacji w losowaniu sędziów do orzekania w sprawach karnych. 5. Zakończenie bezprawnej blokady wykonywania obowiązków przez Prokuratora Krajowego Dariusza Barskiego, który nielegalnie został pozbawiony swojej funkcji, oraz przywrócenie nielegalne odwołanych szefów prokuratur, poczynając od prokuratur regionalnych i okręgowych”.
Te dytyramby pozostają w wyraźnym związku treściowym z zacytowanymi wyżej słowami p. Gulaysa. Chociaż p. Romanowski przypomina p. Zagłobę i jego ofertę sprzedaży Niderlandów królowi szwedzkiemu, nie należy jej traktować całkowicie utopijnie, bo to zapowiedź realizacji marzenia p. Kaczyńskiego o zainstalowaniu Budapesztu w Warszawie. Zważywszy, że to właśnie p. Orbán mianował Prezesa the Best nie byle kim, bo Jego Ekscelencją, kto wie, czy nie powróci jakaś unia polsko-węgierska, jeśli nie personalna, to przynajmniej realna.
Czytaj też: Polacy i Węgrzy pod władzą Habsburgów
Polak, Węgier, dwa bratanki
Pan Orbán nie ukrywa, że przypadek azylu politycznego dla p. Romanowskiego to dopiero początek nadchodzącego procesu (już ruszyła giełda nazwisk z byłym wójtem Pcimia na czele). Oświadczył: „nie zdradzę tajemnicy, jeśli powiem, że to nie będzie ostatnie takie wydarzenie”.
Niektórzy uważają, że to zapowiedź przekształcenia Budapesztu w dobrozmienną Warszawę. Inne zdanie mają niektórzy dziennikarze węgierscy. Uważają mianowicie, że p. Orbán oczekuje całkiem określonej rekompensaty za świadczone przysługi azylowe. Węgry przyznawały już azyl politykom z innych krajów, ale p. Romanowski jest pierwszym takim „eventem” z kraju UE (w tym względzie priorytet p. vice-Zbyszka jest niepodważalny). Ponoć wcześniejsi azylanci dzielili się z p. Orbánem rozmaitymi sekretnymi informacjami. Jeśli tak będzie w przypadku p. Romanowskiego i podobnych beneficjentów z Polski, sprawa byłaby poważna, zważywszy, że dotyczy osób mogących mieć dostęp do poufnych wieści na temat NATO i UE. Marine Le Pen powiedziała ostatnio, że jej wrogiem nie jest Putin, ale Unia. Wiele wskazuje, że p. Orbán uważa podobnie i może przekazywać swojemu nie-wrogowi (nawet jeśli nie uważa go za przyjaciela, a tylko za, jak powiada, „uczciwego partnera”) dane służące dezintegracji świata zachodniego (nieprzypadkowo jest wielbicielem p. Trumpa, zresztą z wzajemnością).
Formułuję te uwagi w trybie warunkowym, ale możliwe, że ich bardziej kategoryczna wersja jest realistyczna. Kto wie, czy taka oto rymowanka: „Polak, Węgier, dwa bratanki, od polityki i od szklanki. Tak ze sobą się zbratali, że do Azji zawitali”, nie stanie się aktualna, zwłaszcza gdy p. Nawrocki wygra wybory w 2025 r.