W miarę wyjaśniania przez prokuraturę sprawy księdza O., oskarżonego o wyłudzenie milionów złotych z Funduszu Sprawiedliwości, robi się ona coraz bardziej niejasna. Ustalono np. że ksiądz O., który twierdzi, że nie znał Zbigniewa Ziobry, spotkał się z nim 36 razy, gdy ten był ministrem sprawiedliwości. Jak to możliwe, że O. nie wiedział, że osoba, z którą tyle razy się spotykał, była Ziobrą? Może Ziobro mu się nie przedstawiał? Albo ze względów bezpieczeństwa za każdym razem miał na sobie maseczkę i ciemne okulary lub podawał się za kogoś innego, np. za wiceministra Romanowskiego? To ostatnie jest o tyle mało prawdopodobne, że według prokuratury, z kimś, kto przedstawiał się jako Romanowski, ks. O. spotykał się osobno, więc jeśli spotykał się także z Ziobrą podającym się za Romanowskiego, to za 36. razem powinien się zorientować, że to jakiś inny Romanowski.
Sprawę mógłby pomóc wyjaśnić sam Romanowski, z tym że nie wiadomo, gdzie obecnie jest i za kogo się podaje. Rząd obiecuje wóz strażacki każdej gminie, która złapie Romanowskiego, ale nie wiem, czy to wystarczy. W ukrywaniu się mogą mu pomagać politycy PiS, dlatego rozważyłbym dołożenie do wozu strażackiego czegoś jeszcze, np. remizy.
Czy to możliwe, że ks. O. kłamie i mataczy? Może po prostu nie ma pamięci do twarzy (w każdym razie do twarzy Ziobry), na skutek czego nawet podczas 36. spotkania z Ziobrą mogło mu się wydawać, że go nie zna, chociaż wcześniej rozmawiał z nim 35 razy. Każdy ksiądz, nawet ks. O., jest tylko człowiekiem i może mu się wydawać cokolwiek, np. że nie brał udziału w ustawionym przetargu, że jest torturowany przez „bodnarowców” albo że potrafi skutecznie straszyć diabła salcesonem.
Nieoczekiwanie nieco światła na sprawę rzucił sam Ziobro, który przypomniał sobie, że nie pamięta, czy i ile razy spotykał się z O.