Mariusz Błaszczak na konferencji prasowej masło wyjmował z sejfu, bo takie jest drogie – cena kostki przekroczyła 10 zł. Dla Jarosława Kaczyńskiego to niezbity dowód, że rząd Tuska nie potrafi rządzić. Najwyraźniej zapomniał, że w 2022 r., gdy rządził PiS, masło było jeszcze droższe, potem staniało. Żeby udowodnić przedświąteczną drożyznę, propagandyści z Nowogrodzkiej przywołują też ceny słodyczy, zwłaszcza czekolady. Wprawdzie kakao zaczęło gwałtownie drożeć na giełdach światowych, zanim koalicja Tuska wygrała wybory, ale kto to pamięta. Nawet hiszpańskie mandarynki są takie drogie, że zwykły Polak musi sobie odjąć od ust, a przecież powódź, która zniszczyła zbiory tych owoców, była tak niedawno i szeroko relacjonowano ją również w Polsce. PiS zakłada, że Polak za mądry nie jest i można mu ciemnotę wciskać.
Rafał Trzaskowski usiłuje się wpisać w tę populistyczną retorykę. Narracja, że masło drożeje na całym świecie, bo Chińczycy kupują mniej mleka w proszku – a więc mniej tłuszczu zostaje na masło i dlatego mleczarnie przerabiają białko i tłuszcz na opłacalne sery, ograniczając nieco produkcję masła – jest mało chwytliwa, wymaga wysiłku od odbiorcy. Podobnie jak tłumaczenie, że gwałtowne zmiany klimatyczne zniszczyły zbiory kakao w Ghanie i na Wybrzeżu Kości Słoniowej, u głównych dostawców ziarna, bo to już zalatuje „ekoterroryzmem”. Więc Trzaskowski winę za cenę masła przerzuca na Adama Glapińskiego, a jego kolega, minister Szłapka, jest pewien, że jak Rafał zostanie prezydentem, to masło stanieje.
Politycy PiS wiedzą, że na drożyznę nie ma mocnych. Chcą wygrać wybory, wmawiając nam, że za Tuska ceny rosną szybciej niż za Morawieckiego. Warto więc przywołać wyliczenia prof. Pawła Wojciechowskiego z Instytutu Finansów Publicznych, który twierdzi, że w czasie ostatnich trzech lat rządów PiS skumulowany wzrost cen wyniósł aż 50 proc.