Kraj

Wybory 2025. Magdalena Biejat kandydatką lewicy: rolę ma podwójną, a zadanie wyjątkowo trudne

Magdalena Biejat Magdalena Biejat Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Jeśli Magdalena Biejat otrzyma 5 proc., to wszyscy wyborcy Lewicy dowiedzą się, że jest to partia zagrożona nieprzekroczeniem progu wyborczego. Nic dobrego nie wynikłoby z tego ani dla Lewicy, ani dla Biejat osobiście.

Na niedzielnym kongresie Nowej Lewicy, jak to bywa na lewicy, doszło do zjednoczenia. Nie ma już frakcji SLD i Wiosna, a parytet w sprawowaniu funkcji partyjnych przestaje obowiązywać. Wcześniej Lewica Razem wróciła do swojej oryginalnej nazwy Razem, potwierdzając, że jest osobno. Jednakże z punktu widzenia „pozaczłonkowskiego” najważniejszą decyzją Rady Krajowej Lewicy oraz kongresu było desygnowanie wicemarszałkini Senatu Magdaleny Biejat jako kandydatki na urząd prezydenta. Nie jest to zaskoczenie, bo mówiło się o tym od kilku dni. Jednakże od dziś jest już formalną kandydatką trzech partii: Nowej Lewicy, Polskiej Partii Socjalistycznej i Unii Pracy. Zostało to ogłoszone przez ministrę Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk. Przewodniczący Lewicy, wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty nie był obecny na kongresie, gdyż przebywa w szpitalu.

Dziewczyna z sąsiedztwa

Przemówienie kandydatki zostało poprzedzone trzema wystąpieniami polityków lewicy, prezentujących sukcesy swojej formacji, współrządzącej dziś naszym krajem. Wicepremier Krzysztof Gawkowski wymienił je pokrótce: renta wdowia, in vitro, wolna wigilia, program mieszkaniowy. W swoim wystąpieniu Agnieszka Dziemianowicz-Bąk wspomniała jeszcze o wydłużeniu urlopu dla rodziców, którym urodziło się chore dziecko i programie „aktywny rodzic”, dzięki któremu powracający do pracy młodzi rodzice mogą otrzymać zasiłek w wysokości 1,5 tys. zł. Zachwalając kandydatkę, politycy przedstawiali jako „słuchającą ludzi dziewczynę z sąsiedztwa”, w opozycji do „chłopaka z siłowni”, czyli Karola Nawrockiego.

Wystąpienie kandydatki było dobre. Wygłosiła je ze swadą i bardzo naturalnie. W stylu właściwym lewicy obiecała nam wszystko, gdyż, jak stwierdziła, na wszystko nas stać. Na dobre pensje, na nowe szpitale, świetną edukację, elektrownie atomowe, transport publiczny, silną armię itd. Obiecała „walczyć o ludzi – o lepsze jutro dla nas wszystkich”. Ale także o dobry wynik. Wezwała na pomoc organizacje pozarządowe i związki zawodowe. Bo wierzy w zwycięstwo. Przy tym jest człowiekiem kompromisu, który nie lubi kłótni. Biejat mówiła o bezpieczeństwie, o społecznej gospodarce rynkowej, lecz clou jej wypowiedzi stanowiła zapowiedź wyrażona taką oto zdecydowaną frazą: „Moja kadencja to ostateczne rozwiązanie problemu mieszkalnictwa w Polsce”. Generalnie zwrot „ostateczne rozwiązanie” źle się kojarzy, niemniej możemy być pewni, że gdy kiedyś Magdalena Biejat zostanie prezydentką, to wystąpi z inicjatywą ustawodawczą, zgodnie z którą państwo będzie zobowiązane budować mieszkania na tani wynajem.

Magdalena Biejat jest iberystką i tłumaczką. Jako działaczka społeczna związana była m.in. z Janem Śpiewakiem, a także z Fundacją Batorego oraz Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Po odejściu z Razem została wiceprzewodniczącą klubu parlamentarnego Lewicy. Ma 42 lata, męża i dwoje dzieci. Jest warszawianką. Jej wypowiedzi są twardo lewicowe, by nie powiedzieć ortodoksyjne. Angażuje się w skrajnie stronniczą krytykę Izraela (także w języku hiszpańskim), a niedawno nazwała skandaliczną i homofobiczną wypowiedź prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, który zwrócił uwagę, że aresztowany były rektor Collegium Humanum jako gej może mieć bardzo ciężką sytuację w zakładzie karnym, co może mieć wpływ na wiarygodność jego zeznań.

Będzie miała wyjątkowo trudno

Trzeba przyznać, że była polityczka Razem wykazała się odwagą, przyjmując propozycję startu w wyborach. Wątpliwe, aby zrobiła to chętnie. Wzięła na siebie brzemię, którego nikt w partii nie kwapił się ponieść. Najbardziej naturalna kandydatka, ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, startować podobno nie chciała. I trudno się jej dziwić. Musiałaby nieustannie mierzyć się z zarzutami, że zaniedbuje swoje obowiązki ministerialne, a nawet – być może – zrezygnować z urzędu.

Magdalena Biejat będzie miała szczególnie trudno. Nie tylko dlatego, że partyjne struktury nie uważają jej do końca za „swoją” i mogą okazać się mniej niż zwykle gorliwe w rozdawaniu ulotek i statystowaniu przy konferencjach prasowych w małych miejscowościach, lecz w dodatku będzie musiała (zapewne) skonfrontować się w kampanii i przy urnach z Adrianem Zandbergiem, szefem partii, którą niedawno opuściła. Psychologicznie jest to bardzo niekomfortowe. Na tym jednakże nie koniec. O ile bowiem Zandberg może sobie pozwolić na osiągnięcie wyniku ok. 2 proc., bo taki jest mniej więcej potencjał partii Razem, to w przypadku Lewicy 2 proc. byłoby istną katastrofą, a scenariusza takiego wykluczyć nie można. Przydarzyło się to bowiem SLD już dwukrotnie. W wyborach 2015 r. Magdalena Ogórek zdobyła 2,38 proc. głosów, a pięć lat później Robert Biedroń 2,22 proc. SLD dość najadło się wstydu i po raz trzeci taki wynik nie może się powtórzyć.

Najlepszym sposobem na uniknięcie katastrofy byłaby rezygnacja z wystawienia własnego kandydata i wsparcie już w pierwszej turze Rafała Trzaskowskiego. Jednakże w polskiej polityce panuje jakiś irracjonalny mit, że partia, która nie wystawia kandydata w wyborach prezydenckich, skazana jest na zupełną marginalizację. A co z partią, której kandydat otrzymuje 2 albo i 4 proc.?

Może osiągnąć względny sukces

Magdalena Biejat jest jak na razie jedyną kobietą startującą w tych wyborach, co powinno przynieść jej jakąś premię. Tyle że każdy wynik poniżej sondażowej popularności partii wystawiającej daną osobę jako swoją kandydatkę jest dla partii porażką, potwierdzając w oczach wyborców, jaka jest jej realna wyborcza siła. Jeśli Biejat otrzyma 5 proc., to wszyscy wyborcy Lewicy dowiedzą się, że jest to partia zagrożona nieprzekroczeniem progu wyborczego. Nic dobrego nie wynikłoby z tego ani dla Lewicy, ani dla Biejat osobiście.

Mimo niełatwych warunków rywalizacji Magdalena Biejat może osiągnąć względny sukces, przekonując wyborców lewicy, że zanim oddadzą swój głos w drugiej turze wyborów prezydenckich na Rafała Trzaskowskiego, powinni wesprzeć partię lewicową. Zważywszy na niezły wynik Biejat w tegorocznych wyborach prezydenta Warszawy (prawie 13 proc.) oraz 200 tys. głosów oddanych na nią w wyborach do Senatu, przekroczenie 5 proc. w wyborach prezydenta RP jest całkiem prawdopodobne. Przy obecnej mizerii „na lewicy” byłoby to w sumie całkiem dobrą wiadomością. Dobrą, ale nie bardzo dobrą, bo tylko dorównanie do 8 proc., które Lewica ma w sondażach fingujących wybory parlamentarne, dawałoby jej pełną satysfakcję. Zważywszy na powszechną opinię o Rafale Trzaskowskim jako kandydacie o poglądach lewicowych, osiągnięcie takiego wyniku będzie jednakże trudne i kosztowne. A Lewica do krezusów polskiej polityki nie należy.

Polityczna waga startu Magdaleny Biejat wyraża się w tym, w jaki sposób będzie ona pełnić rolę „supportu” dla Rafał Trzaskowskiego. Jeśli przed drugą turą wyborów powie coś w rodzaju: „jak chcecie, to głosujcie na Trzaskowskiego”, to będzie to dla elektoratu lewicy demobilizujące i Trzaskowskiemu zaszkodzi. Jeśli jednak w sposób stanowczy i jednoznaczny zaleci swoim wyborcom oddanie głosu na Rafała Trzaskowskiego, to może przyczynić się do jego zwycięstwa. Można zaryzykować tezę, że w rękach Magdaleny Biejat i kierownictwa Lewicy znajduje się ok. 1 proc. głosów na Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze wyborów. To wcale nie tak mało. Miejmy nadzieję, że lewica nie będzie małostkowa i nie uchyli się w maju przyszłego roku od autentycznego poparcia Trzaskowskiego. Dobrze na tym wyjdzie, a my razem z nią.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną