Kraj

Drogi Mikołaju

Czy naprawdę w Polsce nawet lewica musi być prawicowa? Nie wierzę. Drogi Mikołaju, pod choinkę przynieś mi, proszę, lewicową lewicę, na którą mogłabym głosować.

Cześć, mam na imię Renata i jestem wyborczynią lewicy. Tak mogłabym się przedstawić na spotkaniu dla osób uzależnionych od popierania progresywnej polityki, gdyby ktoś zorganizował dla nas mityng na wzór Anonimowych Alkoholików. W dalszej kolejności powinnam opowiedzieć siostrom i braciom w nieszczęściu historię mojego wpadnięcia w nałóg oraz pochwalić się, od ilu wyborów już na lewicę nie głosuję. Na razie moja abstynencja wynosi co prawda 0, ale nie wykluczam, że wiosną przyszłego roku, po wyborach prezydenckich, będzie to już dumne 1.

Jeżeli tak się stanie, nie będzie w tym mojej zasługi. Wyznaję: nie zamierzałam się żegnać z nałogiem lewicowości. To lewica najwyraźniej postanowiła pożegnać się ze mną. Najpierw Agnieszka Dziemianowicz-Bąk wyskoczyła z pomysłem renty wdowiej, poczytując to sobie za tytuł do chwały, podczas gdy ja poczułam się tak, jakby wymierzyła mi lewy sierpowy. Bo jak to jest: związki partnerskie zapowiadane jako jeden ze „stu konkretów na sto dni” wciąż leżą na dnie otchłani bezczasu, mimo że koalicyjny rząd kończy już okrągły roczek, a lewica szczyci się tym, że załatwiła heteromałżeństwom kolejny przywilej?

Nie jest tak, że zazdroszczę. Wszystkim ubogim wdowom szczerze życzę, by po trwającym całe życie wyczerpującym małżeństwie mogły korzystać z emerytur swoich zmarłych mężów i żeby stan ten trwał jak najdłużej. Na zdrowie, Drogie Panie, należało się Wam. Dziwi mnie po prostu, że akurat renta wdowia stała się dla lewicy postulatem numer jeden. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że obdarowany tym rozwiązaniem ustawowym elektorat rekrutuje się w głównej mierze spośród osób wyznających nierozerwalność małżeństwa, a zatem raczej niegłosujących na partie progresywne. Jest to więc dla lewicy, jeśli można tak powiedzieć, elektorat cudzy.

Polityka 52/53.2024 (3495) z dnia 17.12.2024; Felietony; s. 138
Reklama