Między myciem zębów („Proszę pamiętać, pani Agatko, o niciowaniu”) a zagotowaniem mleka na owsiankę rozpadł się reżim Asada w Syrii. W drodze z łazienki do kuchni. Kilka dni wcześniej ledwo zdążyłam pomóc dziecku w szykowaniu stroju na szkolny występ (Antoś wcielał się w Psyche rozkochaną w Erosie) i pozmywać naczynie żaroodporne po pieczonym indyku, upadł rząd we Francji. Wnioski nasuwają się same. Usiądź, Passent, a pokój na świecie zrobi się sam. Czasem zazdroszczę żonie Lota. Czy nie lepiej byłoby zamienić się w słup soli i przestać widzieć cały ten bałagan, do którego doprowadzamy my, Homo sapiens? A może świat zawsze bulgotał jak poirytowany wulkan, tylko nasze babcie i nasi ojcowie żyli w czasach przed nieustannym ćwierkaniem telefonów.
Żarty na bok. Jak to się dzieje, że gdy chudną nasze portfele przez inflację i drożyznę, wyborców zgarnia prawica, a nie lewica? Jeśli mają państwo hipotezy w tej sprawie, piszcie do mnie, proszę! Czy i u nas biedniejąca klasa średnia oraz miliony Polaków żyjących w ubóstwie przesuną się w stronę Karola Nawrockiego, Przemysława Czarnka i piwa z Mentzenem?
Można wyłączać powiadomienia i zamykać się w banieczkach, w których wszyscy się głaskamy i zgadzamy. Większość z nas to robi, żeby nie zwariować, chociaż przynajmniej w stolicy zwariować jest teraz nieco wygodniej. Ruszył nowy tramwaj na Wilanów i nareszcie jest przystanek przed wejściem do Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Liczę, że dożyję ukończenia kolejnej nowej linii w budowie – połączy tę placówkę ze szpitalem przy ul. Banacha. Kursując między psychiatrią a geriatrią, nie chciałabym produkować zbędnego śladu węglowego.
Próby zarządzania moim strachem osiągnęły niespotykaną dla mnie wcześniej skalę. Papryczką chili na tym torcie strachu jest Donald Trump bawiący się Twitterem w Gabinecie Owalnym.