Odblokowane zostały pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, budżetówka otrzymała znaczne podwyżki, jest „babciowe” i renta wdowia, in vitro i pigułka „dzień po” stały się bardziej dostępne, rośnie armia i mur na granicy z Białorusią, Polska powróciła na arenę międzynarodową, a Katowice stały się siedzibą nowego Ministerstwa Przemysłu. Po roku działania nowego rządu nie powiemy, że niczego ważnego nie osiągnął. A jednak tych osiągnięć jest nieco mniej, niż się spodziewaliśmy, w dodatku zaś o tych, które są, rząd nie umie przekonująco opowiedzieć społeczeństwu. Egzaminu z komunikacji i z zarządzania wizerunkiem rząd Donalda Tuska nie zdał. I nie wróży to dobrze kampanii prezydenckiej. Chciałoby się zakrzyknąć: Tusku, więcej propagandy sukcesu!
Pierwszy rok był wprowadzeniem
A więc to już okrągły rok. Owszem, dokładnie rok temu, 13 grudnia 2023 r., zaprzysiężony został rząd Donalda Tuska. Rząd koalicyjny, z udziałem Platformy Obywatelskiej, Lewicy, Polski 2050, PSL i kilku mniejszych ugrupowań. Wściekłe i sfrustrowane środowisko PiS nazwało nową władzę „koalicją 13 grudnia”, w obraźliwy i absurdalny sposób łącząc ją z 13 grudnia 1981 r., kiedy to wprowadzono w Polsce stan wojenny. Faktycznie koalicja rządowa nazywa samą siebie „koalicją 15 października” na pamiątkę historycznych wyborów parlamentarnych, w wyniku których udało się odsunąć PiS i Jarosława Kaczyńskiego od władzy. I choć codzienność przyćmiła chwałę tamtego zwycięstwa, to z całą pewnością będzie to ważna data w dziejach Polski kończącej się (jak to możliwe!) pierwszej ćwierci XXI w., a powrót do władzy Donalda Tuska ostatecznie utrwali jego wizerunek prawdziwego zwycięzcy i przywódcy.
Czy jednak faktycznie Donaldowi Tuskowi i jego ekipie udało się w pełni przejąć władzę? Cóż, PiS wciąż ma swojego prezydenta, kontroluje sparaliżowany wprawdzie, lecz jednak „nieodzyskany” dla demokracji i praworządności Trybunał Konstytucyjny oraz rozmaite stanowiska kadencyjne. Z najwyższym trudem, na skutek działań budzących wątpliwości prawne, udało się zmienić prokuratora krajowego oraz odebrać media publiczne ludziom związanym z tzw. Zjednoczoną Prawicą. Powoli i z przeszkodami ruszają rozliczenia dokonywanych przez ludzi PiS i Solidarnej Polski nadużyć i malwersacji.
Trwa porządkowanie resortów, uszkodzonych przez rozmaite zainstalowane przez poprzednią władzę mechanizmy korupcyjne, gwarantujących dochody partyjnym koteriom i finansowanie jej ideologicznego zaplecza. Wymieniono „twardopisowskie” kadry w sądach, prokuraturach i spółkach skarbu państwa. Uporano się ze skrajnie niebezpieczną z punktu widzenia wizerunku rządu powodzią. Nie można więc mówić o porażce. Ale i sukces jest względny. Nie widać na razie szans na sensowne prawo aborcyjne, wiele złego dzieje się wciąż na granicy z Białorusią i co najmniej czworo ministrów – kultury, edukacji, nauki oraz zdrowia – postrzeganych jest przez zainteresowane środowiska raczej negatywnie. Zwłaszcza w resorcie zdrowia problemów raczej przybyło niż ubyło. Gdyby na wiosnę związki zawodowe wyległy protestować na ulicach Warszawy, z pewnością nie pomogłoby to kampanii wyborczej Rafała Trzaskowskiego.
Kluczowy będzie drugi rok
Rząd koalicyjny zawsze jest dość słaby, skłócony i upartyjniony. Partie, które wchodzą w skład gabinetu Donalda Tuska, w normalnych okolicznościach nie tworzyłyby wspólnie rządu. Rząd Tuska powstał wyłącznie z powodu nadzwyczajnego zagrożenia dla państwa, jakim byłaby kontynuacja władzy Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi. Koalicja była więc koniecznością podyktowaną racją stanu. Tym samym, nie mając wyjścia, utworzono rząd dość mało funkcjonalny i zdolny do trwania wyłącznie z racji ciągłego zagrożenia przejęciem władzy przez PiS, której to partii żaden z koalicjantów nie traktuje jak zwykłej organizacji politycznej, respektującej prawo i reguły gry politycznej, widząc w niej egzystencjalne zagrożenie dla państwa polskiego jako demokratycznej republiki opartej na prawie.
Rząd Donalda Tuska od początku skazany był na nienajlepsze notowania. Według badań CBOS z października popiera go jedna trzecia społeczeństwa, a połowa Polaków deklaruje niezadowolenie z faktu, że premierem jest Donald Tusk. Słabość tego rządu wynika zresztą nie tylko z jego koalicyjnego charakteru i przytłoczenia nieefektownymi „porządkami”, jakie trzeba przeprowadzić w poszczególnych resortach po ośmiu latach patologii władzy PiS, lecz również z obstrukcji prezydenta, który jako faktyczny funkcjonariusz PiS z zasady nie podpisuje ustaw przywracających praworządność. Niby wszyscy to wiedzą, ale łatwo zapominają.
A jednak to nie pierwszy, lecz drugi rok rządów będzie kluczowy dla przyszłości Polski. Jeśli nastroje na wiosnę się poprawią, to znaczy nie będzie inflacji, poczucia zagrożenia i chaosu w polityce, to wybory prezydenckie najpewniej wygra Rafał Trzaskowski i reforma państwa ruszy z kopyta. Aby jednak tak właśnie się stało, Donald Tusk będzie musiał zrobić jakiś „lifting” swojego rządu, a ponadto „szarpnąć cugle”. Właśnie zaczyna się gra o utrzymanie demokratycznego kursu Polski. Na razie stery trzyma, i to dość mocno, sam kapitan Tusk. Czy je utrzyma, to czas pokaże. Z naszą pomocą ma spore szanse. Cieszmy się więc tym, co mamy, i róbmy, co w naszej mocy, zbytnio nie wybrzydzając. Bo Tusk jest, jaki jest, ale lepszego nie mamy. Jak to w życiu.