Jesienny siew
Kampanijna bomba poszła w górę. Od polaryzacji ma być Tusk, Trzaskowskiego czeka gra „na wyjeździe”
Oficjalnie to wciąż „prekampania”, ale tak naprawdę bomba poszła w górę. Sobotnia konwencja Trzaskowskiego w Gliwicach to chyba pierwsze tak mocne w dziejach jego obozu wejście w kampanię. Obrazki z Gliwic będą teraz powracać w materiałach promocyjnych, ale na dziś dużo istotniejszy wydaje się ogólny polityczny kontekst. Bo wygląda na to, że liderom KO tym razem udało się uprzedzić konkurencję i określić pole gry kampanii. Zakopany w swoich problemach PiS na razie nie ma więc innego wyjścia, jak się dostosować.
I chociażby dlatego gliwicką imprezę warto uznać za wydarzenie bez precedensu. Kampanijne debiuty Platformy zawsze dotąd były rachityczne, ospałe, skażone rutyną. To PiS zaskakiwał dynamicznymi otwarciami i narzucał własną narrację. Partia Tuska musiała potem gonić, co czasem jej się udawało, ale częściej mimo wszystko już nie była w stanie odrobić dystansu. Ubiegłoroczny sukces obecna koalicja też zresztą w mniejszym stopniu zawdzięczała swojej sprawności, w większym zaś spontanicznej eksplozji obywatelskiego sprzeciwu na zwołanych przez Tuska marszach.
Wygląda na to, że nieplanowane wcześniej prawybory pomogły KO dostroić kalendarz. Pierwotnie planowano, że w sobotę 7 grudnia zostanie po prostu przedstawiony prezydencki kandydat, co miało też trochę odciągnąć uwagę opinii od bilansów roku rządzenia. Skala ambicji Radka Sikorskiego przeszła jednak oczekiwania i premier zgodził się zdemokratyzować wyścig po nominację, co przyspieszyło rozstrzygnięcie. W tej sytuacji należało zmodyfikować plan na gliwicką imprezę, bo kandydat został wyłoniony już wcześniej i odpadł element zaskoczenia. Można było więc przejść do kolejnego etapu, czyli zakreślenia jego ogólnej sylwetki, zdefiniowania planu kampanii.
Było w tym trochę improwizacji.