Byłemu wiceministrowi postawiono 11 zarzutów związanych z przekroczeniem uprawnień i niedopełnieniem obowiązków, działaniem w zorganizowanej grupie przestępczej i spowodowaniem strat w majątku publicznym o wielkich rozmiarach. W związku z zaostrzeniem prawa z inicjatywy rządu, w którym był wiceministrem, grozi mu kara, której najniższy wymiar musi być wyższy niż 10 lat pozbawienia wolności.
Czytaj też: Wszystkie taśmy Mraza. Kto z kim rozmawiał, na co się umawiał. „Trzeba w to brnąć”
Sprawa kontrowersyjna?
Dziś było drugie podejście do wniosku prokuratury o tymczasowe aresztowanie Romanowskiego. Po raz drugi sam zainteresowany w sądzie się nie pojawił. Adwokat Bartosz Lewandowski, jego obrońca, mówił dziennikarzom, że właśnie „przeszedł bardzo poważną operację”. Uchylił się od odpowiedzi, czy jego klient jest w Polsce, czy za granicą, i czy stawi się dobrowolnie do aresztu.
Prowadzący sprawę defraudacji Funduszu Sprawiedliwości prokurator Prokuratury Krajowej Piotr Woźniak powiedział dziennikarzom, że sąd uznał argument prokuratury o obawie mataczenia.
Sprawa aresztu dla Marcina Romanowskiego jest kontrowersyjna. W lipcu, niedługo po ujawnieniu słynnych „taśm Mraza”, na których były wiceminister namawiał się wraz z podwładnymi w resorcie, jak mataczyć, gdyby doszło do ujawnienia procederu ustawiania konkursów na dofinansowania z Funduszu Sprawiedliwości, wniosek o areszt wydawał się bezdyskusyjny. Wtedy to aresztowano nieobjętych immunitetami poselskimi współpodejrzanych, w tym beneficjenta najwyższych dotacji ks. Michała Olszewskiego i urzędniczki ministerstwa.
Realizacji postanowienia o aresztowaniu stanął wówczas na drodze posiadany przez Romanowskiego, a ujawniony nagle, immunitet zastępcy członka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Potem nastąpiły przepychanki z wyznaczonymi do orzekania w sprawie o areszt neosędziami – i tak upłynęło pięć miesięcy, podczas których niektórzy wcześniej aresztowani współpodejrzani zostali zwolnieni. Argument mataczenia zaczął być wątpliwy.
Na dzień przed dzisiejszym posiedzeniem aresztowym sądu prokurator generalny Adam Bodnar mówił w TVN, że z jego informacji wynika, iż w tej chwili obawa mataczenia może polegać na wpływaniu na pozostających na wolności świadków, by zmienili zeznania. To rzeczywiście byłby poważny argument za zastosowaniem aresztu. Ale owa „obawa” nie powinna być teoretyczna. Powinny istnieć dowody na to, że Romanowski usiłuje lub czyni przygotowania, by coś takiego robić.
Co dalej?
Czy istnieją? Sąd (jednoosobowy, sprawę sądziła sędzia Monika Louklińska) zaczął posiedzenie o 10 rano i trwało ono, z przerwami, do ok. 16. Nie można powiedzieć, że postanowienie o zastosowaniu aresztu zostało podjęte bezrefleksyjnie. Ponieważ nie wiemy, jakie dowody na obawę matactwa przedstawił sądowi prokurator, pozostaje mieć nadzieję, że były przekonujące.
Natomiast dowodów na to, że woli unikać kontaktu z polskim wymiarem sprawiedliwości dostarcza nam sam Romanowski. I to mógł być kolejny argument, który przekonał sąd.
Teraz możemy oczekiwać, że wyznaczy byłemu wiceministrowi datę stawienia się na policję. Nie musi go zawiadamiać, wystarczy, że zawiadomi jego obrońcę. Jeśli podejrzany nie stawi się dobrowolnie – będzie doprowadzony. Jeśli nie wiadomo, gdzie jest – zapewne zostanie wystawiony list gończy. Jeśli okaże się, że jest w szpitalu – sąd, nakładając areszt, już rozstrzygnął, że ma być umieszczony w szpitalu więziennym. Jeśli przebywa za granicą – procedura będzie zależała od kraju: od wniosku o wydanie, przez ekstradycję, po europejski nakaz aresztowania. Wszystko to niewątpliwie potrwa miesiące.
W międzyczasie zażalenie Romanowskiego na areszt tymczasowy rozpatrzy zapewne sąd. Odwoławczy.