Oto, co Karol Nawrocki odpisał dziennikarzowi „Gazety Wyborczej” Piotrowi Głuchowskiemu, od wielu miesięcy zajmującemu się jego kontaktami z tzw. półświatkiem: „Nigdy nie utrzymywałem prywatnych relacji z nikim, kto był kryminalistą czy przestępcą, natomiast na treningach spotykałem różnych ludzi, a jestem tak wychowany, że gdy ich dziś spotykam, podaję im rękę i z nimi rozmawiam”. Niestety, nie chodzi tylko o podawanie rąk, lecz o realną i opartą na sympatii znajomość z przestępcami o złowrogich poglądach. Dlatego „sprawa Nawrockiego” na tym oświadczeniu się nie kończy i pewnie w ogóle nieprędko się skończy. Każdy może bez trudu odnaleźć w internecie wspólne zdjęcie Karola Nawrockiego z brutalnym gangsterem i porywaczem Patrykiem Masiakiem, ps. Wielki Bu, które tenże skomentował na X w następujący sposób: „Takie tam z prezesem IPN na kawce”. To nie zniknie.
Raport nie pozostawia wątpliwości
Jarosław Kaczyński, podejmując decyzję o wystawieniu prezesa IPN Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich w roli „niezależnego” kandydata PiS, był w pełni świadomy, że za Nawrockim ciągną się sprawy z młodości, a jego konszachty ze środowiskami kryminalnymi mogą trwać nawet do dziś. Nie wiemy, czy zdawał sobie sprawę z tego, że Nawrocki jeszcze niedawno przyjmował znanego gangstera, lecz co do tego, że Nawrocki spędzał czas z tzw. neonazistami i że będzie to tematem kampanii wyborczej w razie wystawienia go przez PiS, żadnych wątpliwości mieć nie mógł.
Tajemniczy raport „Karol Nawrocki i jego środowisko. Analiza zagrożeń wizerunkowych w kontekście ewentualnego startu prezesa IPN w wyborach prezydenckich 2025”, prawdopodobnie przygotowany przez niechętnych Nawrockiemu gdańskich działaczy PiS, nie pozostawia co do tego wątpliwości: kompromitujące relacje Nawrockiego nie dadzą się „ograć” jako „przypadkowe zdjęcia” i będą obciążać go jako kandydata. Zacytujmy kluczowe twierdzenie raportu na ten temat: „Stanowisko Nawrockiego jest nie do obronienia. Nie uda się tego tematu zamknąć narracją o przypadkowych znajomościach i przypadkowych zdjęciach”. Czyżby Kaczyński myślał, że jednak da się temat zamknąć? A może wcale nie chce go zamykać, a za to widzi w nim magnes przyciągający wyborców Konfederacji, zwolenników Grzegorza Brauna?
Raport nie zawiera wielu szczegółów, jakkolwiek dodaje to i owo do ukazujących się od kilku miesięcy artykułów na ten temat. Najważniejsze zarzuty dotyczą wspomnianego spotkania z Masiakiem w siedzibie IPN oraz udostępnienia informacji o zbiórce na rzecz zatrzymanego w Danii gangstera i neonazisty Grzegorza Horodki. Są to bowiem wydarzenia wskazujące na to, że kontakty Nawrockiego z przestępcami i „naziolami” nie były ani przypadkowe, ani nie służyły „nawracaniu” przestępców na dobrą drogę (oba tłumaczenia można było usłyszeć z ust Nawrockiego oraz komentujących sprawę przedstawicieli PiS), lecz opierają się na sympatii. Pieniądze zbiera się bowiem raczej dla osób, z którymi się sympatyzuje, a tym bardziej gdy przyjmuje się w służbowym gabinecie prywatnego gościa, to jest to oznaką zażyłości.
Nawrocki stanowczo zaprzecza
Trudno orzec, co wiedział i wie dzisiaj Jarosław Kaczyński. Zapewne co najmniej to, co podsunięto mu w raporcie, ale nie można wykluczyć, że czytał również materiały prasowe, np. artykuł Piotra Głuchowskiego z „Gazety Wybiorczej” z 21 listopada 2024 r., w którym m.in. mowa jest o zatrudnieniu Karola Nawrockiego „na bramce” w sopockim Hotelu Grand. Jest to bodajże najbardziej niebezpieczny wątek sprawy Nawrockiego, bo informatorzy Głuchowskiego twierdzą, że Nawrocki pomagał sutenerom, pośrednicząc w kontaktach klientów z prostytutkami. Nawrocki stanowczo temu zaprzeczył. Będziemy wiedzieć o tej sprawie coś więcej – albo i nie. Wszystko zależy od informatorów. Jeśli coś jest na rzeczy (nie przesądzam tego), ale sopocki półświatek zastraszy potencjalnych informatorów, to pewnie będą milczeć. Scenariusz może jednakże być całkiem inny. Nie wiemy przecież, jakich Nawrocki ma wrogów. Wiemy tylko, że ma ich wielu, bo łagodnym barankiem nigdy nie był. Sytuacja jest więc nieprzewidywalna i z dużym prawdopodobieństwem zależy (co szczególnie godne ubolewania) od decyzji różnych typów spod ciemnej gwiazdy, którzy mogą się zdecydować bądź nie, by Nawrockiego zadenuncjować albo oczernić (nie jest bowiem wcale przesądzone, że robił on coś gorszego niż samo kumplowanie się z gangsterami).
Nawet zakładając, że Jarosław Kaczyński miał ograniczoną wiedzę, czyli wiedział jedynie to, co przeczytał w raporcie, należy się dziwić, że zdecydował się wystawić Nawrockiego. Jedno jest pewne: jeśli jego samego rewelacje te nie zraziły, to jest człowiekiem cynicznym i pozbawionym zasad. A może być i gorzej: może poglądy narodowców i gangsterów nie są mu wstrętne, a liczy się to, że mogą stanowić przynętę dla młodych wyborców Konfederacji... To jednakże tylko spekulacja. Bo możemy jedynie spekulować na temat motywów decyzji szefa PiS, który wystawił Nawrockiego wbrew ostrzeżeniom swoich ludzi.
Cóż, zapewne uznał, że dobrze mieć kandydata „umoczonego”, na którego są tzw. haki. Taki jest bowiem bardziej posłuszny. Jednocześnie, jak należy przypuszczać, doszedł do przekonania, że konszachty i znajomości Nawrockiego nie będą aż tak ważną sprawą w kampanii wyborczej, bo wyborcy szybko się tym tematem znudzą, a w dodatku dla niemal wszystkich wyborców PiS i Konfederacji to, co zarzuca się Nawrockiemu, jest bez większego znaczenia. I tu Kaczyński może mieć rację. Niestety, to prawda, że wiele milionów Polaków, a być może nawet około połowy, nie odczuwa żadnego wstrętu moralnego przed szowinizmem i tym wszystkim, co szowinizm za sobą pociąga. Bardzo to smutne, ale najwyraźniej na prawicy panuje przekonanie, że tak jest w istocie. A skoro oni sami tak uważają, to trudno im nie wierzyć. W końcu kto ma to wiedzieć?
Czy sprawa przycichnie, czy jest rozwojowa
Nie wiemy jeszcze, czym dokładnie jest raport o Nawrockim. Istnieje hipoteza, że jest pewnego rodzaju prowokacją. Niektórzy posłowie PiS opowiadają w mediach, że to „wrzutka” ludzi z obozu rządzącego, aby skompromitować Karola Nawrockiego i zapobiec jego kandydowaniu. To raczej niemożliwe. Nawrocki był zbyt mało prawdopodobnym kandydatem, aby ktoś chciał montować taką ryzykowną intrygę. Inna hipoteza „spiskowa” mówi o tym, że raport sporządzono w PiS, aby „spalić” Nawrockiego i otworzyć drogę do wymiany kandydata. Ale kto miałby za tym stać? Raczej nie Mateusz Morawiecki, który w pełni sympatyzuje z „betonowymi” poglądami Nawrockiego. Błaszczak? Nie, Błaszczak jest na to zbyt poważny i zbyt lojalny wobec Kaczyńskiego. Trzecia hipoteza mówi, że raport powstał na zamówienie centrali i służy „wypaleniu” tematu podejrzanych konszachtów Nawrockiego, tak aby nikomu już nie chciało się za miesiąc czy dwa do tego wracać. To również mało prawdopodobne, bo jak na PiS trochę przekombinowane, a przede wszystkim za bardzo ryzykowne. Treść raportu jest zresztą stanowczo zbyt obciążająca dla Nawrockiego, aby PiS miał jakąś korzyść z jego upublicznienia. Najbardziej prawdopodobne jest więc to najprostsze rozwiązanie zagadki: raport powstał ze szczerych intencji ostrzeżenia Kaczyńskiego przed ryzykiem wystawienia Nawrockiego, a sporządzili go ludzie PiS z Pomorza, którzy Nawrockiego „znają jak zły szeląg”.
Co będzie dalej? Czy sprawa przycichnie, czy jest „rozwojowa”? Moim zdaniem jest bardzo rozwojowa i nie przycichnie, stawiając na początku przyszłego roku Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników przed dylematem: brnąć w Nawrockiego na ślepo, czy wymienić kandydata na kogoś poważniejszego i mniej obciążonego?
Żyjemy w czasach, gdy zdjęcia i nagrania powstają w ogromnych ilościach i w każdej niemal sytuacji. Należy więc zakładać, że materiałów zdjęciowych i nagrań z udziałem Nawrockiego będzie przybywać. Jak piszą autorzy raportu: „Kwestią czasu jest, kiedy znajdą się kolejne zdjęcia, filmy etc.”. A dopóki będzie ich przybywać, nie ma żadnego powodu, aby sprawa przycichła. Wyszukiwaniem tych materiałów zajmuje się już cały szwadron amatorów i zawodowców, na czele z dziennikarzami śledczymi oraz „posłami śledczymi”. Co więcej, w grze są również pieniądze. I z pewnością jest sporo zdjęć do sprzedania (i kupienia). Autorzy raportu wprost to przyznają.
Nowy rozdział sprawy Nawrockiego
Natomiast poseł Michał Szczerba zapowiedział właśnie „wielowątkową kontrolę poselską”: „Partia się wstydzi swojego raportu. I cytatów z niego. Nic dziwnego. Opisane powiązania »obywatelskiego kandydata« są porażające. Nie do obrony. Będziemy teraz sprawdzać na dokumentach. Konsekwentnie!”. Szczerba nie zwykł rzucać słów na wiatr. Z pewnością więc „będzie się działo”. Wnioski o udostępnienie dokumentów zostaną przesłane do prokuratur prowadzących śledztwa w sprawach przestępstw popełnianych przez znajomych Nawrockiego, a także do Muzeum II Wojny Światowej, którym również kierował Nawrocki, zanim został prezesem IPN. Możemy liczyć na to, że po Nowym Roku posłowie Platformy Obywatelskiej otworzą nowy rozdział sprawy Nawrockiego.
Karol Nawrocki, przedstawiający się jako osoba pełna wewnętrznej dobroci, uważa się za ofiarę nagonki. Ujął to następująco: „Próba ekstrapolacji moich zadań zawodowych czy pojedynczych i bardzo nieregularnych w ciągu wielu lat spotkań na obraz człowieka, którym jestem, jest rzeczą niegodziwą, jest głęboką manipulacją”. Niestety, nie chodzi o „ekstrapolację” ani o to, jakim człowiekiem jest Nawrocki, lecz o to, jakie ma poglądy. Nie ma nic złego w tym, że ktoś zna się z przestępcą. Sam Nawrocki sugeruje, że utrzymuje takie kontakty w ramach swego rodzaju zacięcia do resocjalizacji. Wprawdzie nieco odebrał tej argumentacji siłę, bo w wypowiedziach dla prasy kluczył, raz mówiąc, że nie zna, nie wie i nie pamięta albo że są to jakieś przypadkowe zdjęcia, na których jest z obcymi sobie osobami, innym razem jednak to i owo sobie przypominając, jednak istotne są nie same znajomości jako takie, lecz to, czy sympatyzuje albo toleruje poglądy skrajnych szowinistów i rasistów, w dodatku w niektórych przypadkach zapatrzonych w Putina.
Myślę, że niebezpieczna dla Polski kandydatura Karola Nawrockiego krytykowana jest nieprecyzyjnie. Nie ma sensu wytykać mu, że jako prezes IPN ma zakaz prowadzenia działalności politycznej, bo przecież taki zakaz nie ma większej mocy niż konstytucyjnie gwarantowane bierne prawo wyborcze. Nie ma też sensu potępiać go za znajomości z bandytami i faszystami. Rzecz nie w tym, jakim człowiekiem jest Nawrocki i z kim się zna, lecz w tym, w co naprawdę wierzy i komu służy. Bo że służy Kaczyńskiemu, to wiemy. Ale wydaje się, że służy również sprawie „Wielkiej Polski Katolickiej”. A to już brzmi groźnie.