Niezależny
Autoplagiat Hołowni. Próbuje cofnąć czas o pięć lat, ale czy ktoś się jeszcze na to nabierze
Jeżeli nie pojawią się nowe fakty albo dowody, głośna przez chwilę sprawa związków Szymona Hołowni z Collegium Humanum raczej nie wyrządzi politykowi poważniejszych szkód w rozpoczynającej się kampanii. Z jego wyjaśnień wynika, że cztery lata temu rozważał podjęcie studiów na wtedy jeszcze nieskompromitowanej publicznie uczelni i nawet poczynił w tym kierunku pierwsze kroki. Co ma tłumaczyć, dlaczego w prokuratorskich aktach podobno znajduje się podpisana przez niego immatrykulacja, o czym doniósł w ubiegłym tygodniu „Newsweek”.
Spór dotyczy jednak tego, co miało być dalej. Według autorki publikacji rektor uczelni miał na podstawie kumoterskiej umowy jeszcze przez jakiś czas wpisywać Hołowni lewe zaliczenia, czemu marszałek solennie zaprzecza. Przekonując, że szybko rozeznał się w reputacji uczelni i zerwał z nią relację, zanim się tak naprawdę zaczęła. I trudno jego słowa obalić, bo dziennikarka nie przedstawiła żadnych twardszych dowodów, a jedynie powołała się na to, co podobno jej powiedzieli „wszyscy byli pracownicy” uczelni. Sprawa szybko wytraciła więc impet w jałowych dywagacjach, od jakiego momentu można mówić o „podjęciu studiów” i czy jest to jednoznaczne ze „studiowaniem”.
Hołownia spuścił z tonu
Od meritum bardziej interesujące były jednak okoliczności publikacji, zwłaszcza jej moment. Niejednej zresztą, gdyż dubeltowo zaatakował marszałka w tej samej sprawie również autor dosyć popularnego kanału na YouTube. A to już skłaniało do podejrzenia, że ktoś za kulisami celowo wywołał temat. Swoją drogą nie taki nowy, gdyż nazwisko Hołowni w kontekście Collegium Humanum krążyło już od dwóch lat, on sam już się zresztą do tego publicznie odnosił.
Otoczenie Hołowni miało podstawy, żeby podejrzewać o wyciek prokuraturę, która prowadzi śledztwo w sprawie uczelni, i zapewne w jej posiadaniu jest teraz akt immatrykulacji, o którym informowały media.