Odkrycie odchodzi
Nie będzie już Trybunału Julii Przyłębskiej. A co będzie? Jest kilka scenariuszy
Jest kilka scenariuszy, ale żaden nie sprawi cudu. Ani jeśli chodzi o odnowę Trybunału, ani o posprzątanie skutków jego działalności. 9 grudnia Julia Przyłębska odchodzi z Trybunału Konstytucyjnego. Pierwsza kobieta na stanowisku prezesa TK królowała tam osiem lat. Żaden z prezesów TK nie sprawował funkcji w tak spektakularny sposób. Począwszy od tego, że wybrana została na podstawie przepisu, który w tym czasie jeszcze nie obowiązywał, a prezydent mianował ją bez wniosku Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK, a kończąc na tym, że swoją kadencję samowolnie przedłużyła o dwa lata dzięki kreatywnej wykładni prawa. Żaden prezes także nie abdykował. I to na tydzień przed końcem swojej sędziowskiej kadencji. Julia Przyłębska zrobiła to, by scheda po niej dostała się we właściwe ręce.
Panowała niczym udzielna władczyni, uzurpując sobie kompetencje, których nie dawało jej nawet prawo uchwalone przez PiS. Wedle własnego uznania wyznaczała składy sądzące, czasem wielokrotnie je zmieniając, by uzyskać większość dla konkretnego rozstrzygnięcia i motywując to troską o sprawność orzekania Trybunału. Osiągnęła wynik najniższy w historii: średnio w każdym roku jej kadencji Trybunał wydawał 25 wyroków, podczas gdy za jej najbliższych poprzedników Andrzeja Rzeplińskiego – średnio 138 wyroków rocznie, a za Bohdana Zdziennickiego – 163. Inna sprawa, że obywatele praktycznie przestali korzystać ze skargi konstytucyjnej, a sądy – z pytań do Trybunału, który stracił cały swój autorytet. Dziś jest wyłącznie narzędziem politycznym i wdzięcznym tematem memów.
Kulinaria Trybunału
Prezeska Przyłębska wykreowała niespotykany – poza może Federacją Rosyjską i Białorusią – model współpracy sądu konstytucyjnego z władzą wykonawczą. A jej kulinarno-towarzyskie relacje z szefem rządzącej partii Jarosławem Kaczyńskim (słynne „odkrycie towarzyskie” prezesa) w harmonijny sposób łączyły „tradycyjną rolę kobiety” z lojalną służbą urzędniczą.