W dzisiejszych czasach trudno się powstrzymywać przed historycznymi porównaniami. Są oczywiście mylące: historia jest pełna przykładów katastrofalnie błędnych decyzji podejmowanych przez tych, którzy oczekiwali, że następna wojna będzie podobna do poprzedniej. Z drugiej strony jednak nawet tezę o mylności historycznych analogii wysnułem właśnie za pomocą historycznej analogii. Bo co innego nam zostaje?
Zrobiwszy ten asekurancki wstęp, podzielę się z państwem kolejną analogią, która chodzi mi ostatnio po głowie. Dużo się mówi o pokoju w Ukrainie. Prezydent Trump obiecywał w kampanii, że zaprowadzi go „w jeden dzień”, proponując Putinowi jakiś nieokreślony „deal”.
W Polsce obawiamy się, że to może być układ podobny do tego, w którym alianci przekazali w 1938 r. Niemcom Sudety w zamian za „10 lat pokoju w Europie”. Jak śpiewał wieszcz Kazik, „Hitler powtarzał też, że nie chce wojny wcale” i rzeczywiście w swoim słynnym przemówieniu z 26 września führer zadeklarował, że Niemcy nie mają już żadnych roszczeń terytorialnych w Europie, a zwłaszcza wobec Polski, z którą z wielką pompą podpisał przecież w 1934 r. pakt o nieagresji.
Pokój oczywiście nie trwał ani 10 lat, ani nawet jednego roku. Po kilku miesiącach Czechosłowacja, pozbawiona naturalnej linii obronnej w górach, została unicestwiona. Teraz z kolei Polska miała granice niemożliwe do obrony i nie minął rok, a nasz pokojowo nastawiony sąsiad napadł i na nas.
Lubię historie alternatywne, więc od dziecka (nie przesadzam: w moim pokoleniu historię drugiej wojny światowej wałkowano na okrągło, w szkole, w popkulturze i w rozmowach z rówieśnikami-modelarzami) zastanawiam się, „co by było gdyby”. A gdyby Hitler dotrzymał słowa?