Policja coraz konsekwentniej zwalcza zagrożenia dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Jednym z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa – także w ruchu drogowym – jest wiceprezes PiS Antoni Macierewicz, polityk znany jako „człowiek katastrofa”. Na nakręconym przez dziennikarzy filmie Macierewicz gna buspasem, wyprzedza na przejściu dla pieszych, rozmawia w trakcie jazdy przez telefon, przecina podwójną ciągłą, przejeżdża na ukos przez pasy i wjeżdża na pas ruchu dla rowerów. Za te wyczyny otrzymał trzy mandaty i 21 pkt karnych, co po dodaniu 10 pkt uzyskanych wcześniej spowoduje zapewne utratę prawa jazdy.
Macierewicz nie przesądza, czy widoczne na filmie wykroczenia miały miejsce i czy to on je popełnił. „Jeśli to była prawda, jestem absolutnie do dyspozycji”, deklaruje. To bardzo piękny i honorowy gest, zwłaszcza że np. sprawa rzekomego rozmawiania przez telefon budzi poważne wątpliwości. „To trzeba będzie sprawdzić”, zastrzega, „moim zdaniem samochód wtedy stał”.
Stał czy jechał – wszystko jedno, w końcu wiadomo, że Macierewicz nie łamie przepisów dla przyjemności, tylko dlatego, że załatwia ważne dla Polski sprawy i mu się spieszy. Może był na tropie jakiegoś głęboko zakonspirowanego spisku rosyjsko-niemiecko-platformerskiego? Albo zamierzał pilnie przekazać Andrzejowi Dudzie pendrive’a z nową porcją dowodów na wybuchy w prezydenckim Tupolewie, podrzuconego mu w tajemnicy przez kolejną anonimową osobę podającą się za rosyjskiego dysydenta?
A może po prostu uciekał, bo wydawało mu się, że ktoś go ściga? Np. prokuratorzy Bodnara próbujący przejąć bezcenny pendrive lub niemieccy agenci, rozwścieczeni ujawnieniem przez Macierewicza, że Niemcy współuczestniczyły w zamordowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego?