Wiceministrowie sprawiedliwości za czasów Zbigniewa Ziobry wytaczali sprawy sądowe za krytykę swoich działań – tzw. SLAPP-y. Robi się to po to, by odstraszyć dziennikarzy od krytyki. Robić to mieli przy pomocy prywatnej kancelarii za pieniądze resortu sprawiedliwości.
Teraz ministerstwo żąda zwrotu tych pieniędzy dobrowolnie lub grozi sądem. Informację podała „Gazeta Wyborcza”, która obliczyła, że były wiceminister Michał Woś ma do oddania 15 tys. 498 zł, wiceminister Sebastian Kaleta – 9 tys. 815 zł, a Marcin Romanowski i Marcin Warchoł – po 4 tys. 391 zł.
Czytaj także: Ziobro, Sokrates i Antygona. Zdumiewające, że ktoś taki był ministrem sprawiedliwości
Wydawali z naszych
Sprawy sądowe wszystkich tych wiceministrów, obsługę prawną Ministerstwa Sprawiedliwości, a także sprawy innych ważnych polityków rządzącej do 2024 r. koalicji, w tym wytaczanie przez nich SLAPP-ów, prowadził w sądach adwokat Bartosz Lewandowski, związany z Ordo Iuris. On też dzisiaj jest obrońcą niektórych osób mających zarzuty za afery z czasów władzy PiS. To pokazuje nie tylko monopolizację obsługi prawnej działań polityków rządu PiS i Suwerennej Polski przez kancelarię, w której wspólnikiem jest Lewandowski. Pokazuje też, że SLAPP-y, czyli tłumienie krytyki mediów, były elementem polityki tamtego rządu. Było nim też oczywiście używanie instytucji publicznych, czyli prokuratury i sądów, do zastraszania dziennikarzy. Jak przystało na dyktaturę czy też demokraturę – jak przyjęto nazywać ustrój, w którym społeczeństwo wybiera w demokratycznym procesie rząd, który rządzi metodami niedemokratycznymi.
To żądanie – od byłych wiceministrów Ziobry – zwrotu ministerialnych, a więc publicznych, pieniędzy wydanych na prywatne akcje SLAPP-owe jest pierwszym efektem realizacji podpisanego na początku sierpnia porozumienia trzech resortów: MSWiA, sprawiedliwości i finansów, które dotyczy skoordynowania działań zmierzających do „ujawnienia, zabezpieczenia i odzyskiwania mienia Skarbu Państwa” wyprowadzonego z rozmaitych resortów niezgodnie z prawem. Chodzi tu także o rozmaite, przyznawane w wyniku ustawionych konkursów – lub bez konkursów – dotacje dla powiązanych z politykami i partiami organizacji, ale też robione ze szkodą dla Skarbu Państwa bezprzetargowe zakupy, karty służbowe wykorzystywane na dużą skalę czy wydatki na niezgodnie z prawem ogłoszone wybory kopertowe.
Czytaj też: Przeszukania u Ziobry i innych. Gdzie szły setki milionów z publicznych pieniędzy?
Materialnie, nie karnie
To są miliardy złotych wydanych z naruszeniem prawa, w tym dyscypliny finansów publicznych, zasad konkursowych i zasad gospodarności, z przekroczeniem uprawnień i niedopełnieniem obowiązków.
Już podczas sierpniowej konferencji poinformowano, że skierowano do prokuratury 149 zawiadomień, a 62 funkcjonariuszy władzy PiS ma postawione zarzuty. Krajowa Administracja Skarbowa prowadziła wtedy postępowania w 90 jednostkach, gdzie – na razie – kwota do zwrotu wynosiła 5 mld zł.
Oczywiście da się odzyskać tylko niewielki procent roztrwonionych pieniędzy, ale ważniejsza od nich jest odpowiedzialność. I to niekoniecznie karna, bo wiele z tych spraw na taką się nie nadaje. Jednak pora, by egzekwować odpowiedzialność materialną funkcjonariuszy publicznych za spowodowane przez nich straty. Przede wszystkim tam, gdzie ich działania trudno uznać za nieumyślne, a korzyść – dla funkcjonariusza lub jego grupy interesu – uzyskana z takiego działania jest oczywista.