Stan ostrzegawczy
Poważne ostrzeżenie dla rządów Tuska. Walka z populistami trwa, mogą za chwilę wrócić w wersji turbo
Oczywiście odrzucenie aktualnej władzy nie daje żadnej gwarancji, że po zmianie nowa ekipa spełni oczekiwania i obietnice, ale to nie ma żadnego znaczenia. Dawne przewiny polityków są w takim przypadku nawet nie tyle zapominane, ile demonstracyjnie pomijane jako drugorzędne wobec chęci ukarania dotychczas rządzącego układu. Tak było w Polsce w 2015 r., kiedy powrócił Kaczyński; w 2023 r., kiedy wracał Tusk; tak jest w Ameryce w 2024 r., gdzie znowu wygrał Trump. I tak może być w Polsce w 2027 r., jeżeli wyborcy odwrócą się od władzy, a jedyną drugą opcją pozostanie PiS. A tak będzie, bo nikogo innego do nowej roli nie widać.
Znany amerykański pisarz Jonathan Franzen w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” trafnie ujął tę zasadę: „Jak dowiódł Trump, realna jakość kandydata nie odgrywa już żadnej roli. Głosowanie stało się głównie wymierzaniem kary za wszelkie porażki i kłopoty wyborcy”. Należy dodać, że liczy się tylko subiektywne odczucie obywateli, a nie tabele z danymi, z których ma wynikać, że jest świetnie. W polityce nie ma stanu obiektywnego, ważny jest tylko obraz rzeczywistości w głowach wyborców.
Kiedy zostaje przekroczony punkt krytyczny i pojawia się nastrój na wymianę władzy, nic tego już nie powstrzyma. Kluczem do zachowania rządów jest więc takie ich sprawowanie, aby społeczeństwo do tego punktu nie doszło, było „subiektywnie” zadowolone i nie chciało zmiany. Wybory amerykańskie dowiodły, jak wiele znowu waży gospodarka, a dokładniej indywidualnie odczuwany poziom życia, egzystencjalny lęk ludzi zagrożonych zubożeniem, bojących się zewnętrznych niebezpieczeństw, masowej imigracji, niepewnych perspektyw. I to niezależnie od tzw. obiektywnych wskaźników. Ameryka nie jest tu jakimś fenomenem, podobne tendencje występują także w Europie i w Polsce.