Pojedynek przed walką
Trzaskowski kontra Sikorski. Dziwne prawybory, po których zostaną blizny
Obaj mają prezydenckie papiery: wiedzę, kompetencje, kontakty, doświadczenia na ważnych publicznych stanowiskach. Cieszą się sporą autonomią w swojej formacji. Obyci w publicznych wystąpieniach i medialnych polemikach. W odpowiednim wieku, żeby ubiegać się o najwyższe stanowiska; już dojrzali, ale jeszcze witalni. Z ustabilizowanym życiem rodzinnym, biegłą znajomością języków, dobrą prezencją. Każdy z nich powinien sobie poradzić zarówno w trudnej kampanii, jak i w sprawowaniu najwyższego urzędu.
Inne ugrupowania nie mają takiego luksusu. Jarosław Kaczyński poszukuje swojego „młodego, wysokiego, okazałego”, kierując się wyłącznie kryteriami wizerunkowymi, co świadczy o absolutnym zatraceniu instynktu państwowego. Szymon Hołownia kandyduje chyba już tylko po to, żeby uratować sens swojego funkcjonowania w polityce. Lewica myśli o tym, jak uwiarygodnić się w kobiecym elektoracie, a PSL kombinuje, jak najkorzystniej sprzedać swoje poparcie.
Ale obecnego komfortu mogłaby pozazdrościć samej sobie nawet dawna Platforma. Dzisiaj to nie do pomyślenia, ale kandydującemu w 2005 r. Donaldowi Tuskowi ciążył wizerunek polityka w krótkich spodenkach; nawet imię było wtedy uważane za problem i nie pojawiło się na plakatach. A kiedy już miał autorytet, sam zrezygnował i wysłał „pod żyrandol” mocno staroświeckiego Bronisława Komorowskiego (choć też odbyły się prawybory). Później to się zemściło, a już najgorzej było przed pięcioma laty, kiedy wykrwawiona formacja pod słabym przywództwem Borysa Budki wybierała pomiędzy niezbyt mocnymi kandydaturami Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Jacka Jaśkowiaka. W covidowej kampanii katastrofa czaiła się tuż za rogiem, kiedy nagle wkroczył na scenę Rafał Trzaskowski i uratował swój obóz przed upadkiem.
Sikorski wypełnia lukę
Od tamtej pory stale już funkcjonował w roli naturalnego pretendenta.