Przyszłość patostreamera Crawleya maluje się w ciemnych barwach. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych złożył do warszawskiej prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przez niego przestępstwa znieważania Polaków z powodu ich narodowości. Stołeczna policja bada, czy dopuścił się zakłócania porządku publicznego, a politycy prawicy domagają się jego deportacji. Ale od początku.
Kariera Crawleya, znanego także jako „gnom z TikToka”, zaczęła się od nękania pracowników galerii handlowych. W przebraniu złożonym ze sztucznej brody, białej wysokiej czapki i zielonej peleryny wdzierał się do miejsc przeznaczonych wyłącznie dla personelu i przeszkadzał w pracy. Działania te szybko zdobyły sympatię internetowej publiki, szczególnie tej najmłodszej, która niekiedy wolontaryjnie towarzyszyła mu przy kolejnych nagraniach. To, na którym ucieka przed pracownicą ochrony jednego ze sklepów, ma ponad 100 mln wyświetleń.
Kilka miesięcy temu Crawley zaprzestał dodawania nowych filmów, mówiło się, że wyjechał z Polski. Ale parę tygodni temu powrócił z transmisją na żywo, na której obrażał polskie społeczeństwo (nazywając Polaków m.in. „je…ymi rogaczami”) oraz wyrażał chęć życia w Moskwie (choć, jak stwierdził, nie może). To właśnie o tym incydencie OMZRiK poinformował Prokuraturę Okręgową w Warszawie.
Za pseudonimem i przebraniem gnoma ukrywa się 23-letni Vladislav Oliynichenko, obywatel Ukrainy pochodzenia białoruskiego. Konrad Berkowicz z Konfederacji i Janusz Kowalski z PiS wezwali w mediach społecznościowych do jego natychmiastowej deportacji „prosto na front”, ale działania patostreamera wywołują oburzenie ponad podziałami politycznymi.
Czara goryczy przelała się 9 listopada, gdy Oliynichenko podczas relacji na żywo razem ze swoimi małoletnimi fanami zdemolowali dwa samochody na jednym z warszawskich parkingów.