Kraj

Trump napędza populistów. PiS już chce „przywracać Polsce wielkość”, stajemy się polem bitwy

Andrzej Duda i Donald Trump, czerwiec 2020 r. Andrzej Duda i Donald Trump, czerwiec 2020 r. Pool/ABACA / Abaca Press / Forum / Forum
Wygrana Donalda Trumpa tchnie nową energię i nadzieję w obóz pisowski w roku naszych wyborów prezydenckich. PiS ma stałe kontakty z jego ludźmi. Może liczyć na wsparcie. Rząd Tuska nie może popełnić błędów amerykańskich Demokratów.

Jednak Trump. Trwa liczenie głosów, ale z tych już policzonych wynika, że wróci do Białego Domu. Ma wyraźną przewagę w głosowaniu powszechnym i w kolegium elektorów. Już ogłosił zwycięstwo. Kamala Harris na razie nie pogratulowała mu wygranej ani nie zabrała głosu. Z gratulacjami spieszą liderzy innych krajów: Beniamin Netanjahu, Keir Starmer, Ursula von der Leyen, Andrzej Duda, Wołodymyr Zełenski. Świat szykuje się do nowego rozdziału historii.

Ignorować Trumpa się nie da

Konserwatywni populiści zacierają ręce, demokratów czeka polityczny rachunek sumienia. Przede wszystkim w Stanach, ale też w Europie, w tym w Polsce. Powrót Trumpa zmusza do głębokiej analizy nowej sytuacji. Wzmocni twardą prawicę w świecie zachodnim, u nas również, i da do myślenia siłom liberalno-demokratycznym. W tym sensie może być impulsem do wypracowania nowej strategii powstrzymywania ofensywy prawicowego populizmu. Prawdopodobnie nie obejdzie się bez pewnych kompromisów.

Ignorowanie Trumpa jako prezydenta jest niemożliwe. Putin mówi o możliwym „resecie” w stosunkach z Waszyngtonem. To brzmi posępnie dla państw zachodnich wspierających Ukrainę i dla samej Ukrainy, ale zachęcająco dla tych, którzy są tą wojną zmęczeni. Cieszy się Netanjahu i cieszą się przeciwnicy reżimu ajatollachów w Iranie. Chiny obserwują rozwój wydarzeń.

Unia Europejska musi brać pod uwagę, że jej polityka obronna, handlowa, klimatyczna, migracyjna wymaga głębokich korekt. Nie da się jej kontynuować w niezmienionej formie, gdy Trump obejmie urząd.

Reklama