Niby jestem przyzwyczajony. Jeszcze 20 lat temu cała Polska była zabazgrana powieszonymi na szubienicy gwiazdami Dawida i zaleceniami, co należy zrobić z Żydami. Jednakże akcje zamalowywania antysemickich napisów zrobiły swoje. A może jeszcze więcej internet, gdzie tysiące rasistowskich trolli codziennie bez ryzyka i wysiłku wyżywają się pod każdym artykułem o Żydach lub choćby przez Żyda napisanym. Niby jestem przyzwyczajony. Jednak gdy zobaczyłem pośród wiszących tygodniami na płocie mojego wieloletniego miejsca pracy – Collegium Broscianum UJ, przy ul. Grodzkiej – transparentów wyrażających treści żywcem z mediów arabskich czy irańskich, karton z napisem „Żydzi do gazu”, to poczułem rozpacz. Jednak nic się nie zmieniło.
Cała ta wystawa propagandy Hamasu zostałaby natychmiast usunięta, a i ten haniebny, zrobiony nie wiadomo przez kogo karton w ogóle by pośród haseł „oburzonych studentów” nie zawisł, gdyby władze uniwersytetu i miasta naprawdę rozumiały, w co się tu gra. Oto nareszcie można szczerze uwierzyć, że nie jest się antysemitą, a tylko popiera się wyzwolenie Palestyny spod izraelskiej okupacji i protestuje przeciwko ludobójstwu w Strefie Gazy.
To, że tak wielu Polaków chłonie z aprobatą wołające o pomstę do nieba oszczerstwa i kłamstwa na temat sytuacji w Izraelu, jest częścią zjawisk, które można nazwać powidokiem antysemityzmu albo neoantysemityzmem. Antysemita wiedział, że nim jest i się tym chlubił. Neoantysemita nie uważa się za antysemitę i znaczna część jego uprzedzeń oraz niechęci do Żydów kręci się wokół tego, że oto niesłusznie przypisuje się mu antysemityzm.
Ludzie, których w najmniejszym nawet stopniu nie interesują zbrodnie popełniane na Palestyńczykach przez innych muzułmanów ani wojny między muzułmanami, w których ginęły i giną setki tysięcy ludzi, nie mają dość odwagi, aby uświadomić siebie, że jest główna przyczyna ich nagłego zainteresowania cierpieniami Palestyńczyków, a mianowicie fakt, że zadają je Żydzi.