Kraj

Prawicy moc

Radykałowie idą pokazać moc. Czy uda się skruszyć hegemonię Kaczyńskiego?

PiS i Konfederacja dużo rzadziej otwarcie się atakują, ich rywalizacja stała się bardziej podskórna i subtelna. PiS i Konfederacja dużo rzadziej otwarcie się atakują, ich rywalizacja stała się bardziej podskórna i subtelna. Marcin Bondarowicz
Zbliżający się przemarsz prawicy przez Warszawę to dla narodowców cykliczna okazja do pokazania siły, a dla PiS pretekst, aby wykazać się radykalizmem, który ma pomóc kandydatowi tej partii w drugiej turze wyborów prezydenckich.
Prezes oddałby wiele, żeby odebrać narodowcom ich flagową imprezę i uczynić z niej wielki pisowski zryw przeciwko rządom Tuska.Obywatel Janek Prezes oddałby wiele, żeby odebrać narodowcom ich flagową imprezę i uczynić z niej wielki pisowski zryw przeciwko rządom Tuska.

Intryga była prosta, acz skuteczna. Stowarzyszenie Marsz Niepodległości na początek wysłało do warszawskiego ratusza wyjątkowo nie jeden, lecz sześć wniosków o rejestrację cyklicznej imprezy masowej. Z tradycyjnym wielkim marszem na 11 listopada jako gwoździem programu, który jednak miał zostać w tym roku znacząco wydłużony. „Patrioci” chcieli bowiem stale pikietować przez niemal tydzień w samym sercu stolicy, czyli na rondzie Dmowskiego.

Oczywiście doskonale wiedzieli, że tak kuriozalnej manifestacji prezydent miasta nie zarejestruje. Ani obecny, ani w ogóle żaden, ktokolwiek by nim był. I tak się stało, co wkrótce zatwierdził jeszcze sąd, do którego odwołali się wnioskodawcy po negatywnej decyzji Rafała Trzaskowskiego. Wtedy już jednak zredukowali patriotyczną ambicję, dając sobie spokój z wielodniowym manifestowaniem. W przesłanym ponownie wniosku pozostał już tylko sam marsz niepodległości, czyli jak zawsze. Z prawicowych kanałów w mediach społecznościowych popłynął jednak prosty komunikat: wygraliśmy z Trzaskowskim wojnę o marsz niepodległości.

Bajki o żelaznym wilku

Chodziło oczywiście o dodatkową mobilizację, podgrzanie nastroju przed marszem. Trzaskowskiemu nie było to chyba specjalnie na rękę. Owszem, w poprzednich latach chętnie demonstrował swoją niezgodę na zawłaszczenie Święta Niepodległości przez skrajną prawicę, nawet jeśli przeważnie były jedynie puste gesty polityczne, nie do obrony przed sądem (z jednym wyjątkiem, o czym będzie jeszcze mowa). Teraz jednak w oczekiwaniu na nominację prezydencką zapewne skalkulował, że przed drugą turą przyszłorocznych wyborów podobnie jak pięć lat wcześniej przyjdzie mu zwrócić się do wyborców Konfederacji z prośbą o poparcie. Nie było więc sensu jakoś mocniej ich drażnić.

Tymczasem w propagandzie twardej prawicy właśnie stał się naczelnym zamordystą obozu rządzącego.

Polityka 46.2024 (3489) z dnia 05.11.2024; Temat z okładki; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Prawicy moc"
Reklama