Rozliczanie Antoniego Macierewicza postępuje. Komisja badająca rosyjskie i białoruskie wpływy pod auspicjami szefa SKW gen. Jarosława Stróżyka uznała, że poniechanie mało znanego szerszej opinii publicznej sojuszniczego programu zbrojeniowego na początku rządów PiS sprzyjało Moskwie i spełnia znamiona „zdrady dyplomatycznej”. To czyn opisany w Kodeksie karnym jako działanie na szkodę RP w relacjach z obcymi rządami lub organizacjami zagranicznymi, umieszczony wśród przestępstw takich jak szpiegostwo czy zamach stanu. Rośnie zatem katalog zarzutów przeciwko byłemu ministrowi obrony.
Kilka dni przed gen. Stróżykiem minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz długo uzasadniał kilkadziesiąt wniosków do prokuratury, piętnujących szachrajstwa tzw. podkomisji smoleńskiej. Szef SKW na piśmie jeszcze oskarżenia nie złożył, ale jeśli prokuratura podzieli ocenę Stróżyka, a sąd przyjmie sprawę przeciwko Macierewiczowi, czeka nas precedensowy proces, który może zrewolucjonizować odpowiedzialność za decyzje zbrojeniowe.
Na czym miała polegać zdrada Macierewicza? Chodzi o rezygnację z zakupu, w ramach wielonarodowego konsorcjum, wojskowych samolotów transportowo-tankujących, pozwalających lepiej wykorzystać potencjał myśliwców F-16. Polska kupiła je ponad 20 lat temu, ale na tankowce pieniędzy już zabrakło. W 2014 r. powstał pomysł zakupu „zrzutkowego” przez Holandię, Luksemburg i Polskę samolotów Airbus A330 MRTT. Po przejęciu władzy przez PiS decyzja rządu PO-PSL została przez Macierewicza zakwestionowana. W ostatniej chwili odwołano uroczystość podpisania porozumienia, która miała poprzedzać szczyt NATO w Warszawie w lipcu 2016 r. Macierewicz miał wizję samodzielnego zakupu takich maszyn w ramach programu „Karkonosze”, czego jednak rząd PiS nie zrealizował przez osiem lat.