Najpierw sąd uznał, że w krakowskiej galerii MOCAK, kierowanej przez Marię Annę Potocką, przy okazji także członkinię jury Literackiej Nagrody Nike, doszło do mobbingu. Napisały o tym media, następnie Potocką odwołano ze stanowiska. Wybuchła afera dzieląca środowisko ludzi kultury. 78 osób podpisało list w obronie „Maszy”, Adam Michnik porównał ją na gali Nike do najwybitniejszych osobowości świata literatury. W odpowiedzi na te słowa poparcia 410 osób podpisało się pod innym listem, zwracając uwagę, że wyrok sądu jest prawomocny.
Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że to kolejna wojenka o władzę. Nam w tym wszystkim ważny wydaje się moment, w którym sytuacja kontrowersyjna, wieloznaczna, staje się przedmiotem mniej lub bardziej medialnej awantury i inby w mediach społecznościowych. To chwila wyboru. Po której stanąć stronie, czy w ogóle się włączać? A jeśli milczenie jest zgodą na podłość? Ma sens gadanie z ludźmi po drugiej stronie barykady? Przecież i tak zdania nie zmienimy.
Wysłuchanie wszystkich stron sporu nie zawsze pachnie symetryzmem. Nie chodzi przecież o konstatację w stylu wypowiedzi papieża Franciszka o wojnie w Ukrainie, że „obie strony są winne”. Ani tym bardziej o wymijające „to trzeba na spokojnie”. Emocje są ludzkie i trudno je powściągnąć, zwłaszcza gdy sprawa dotyczy systemu wartości, które wyznajemy.
Tak było w przypadku sporu o kształt Puszczy Białowieskiej i protestów przeciw jej wycince w 2017 r. Pisałyśmy o tym wielokrotnie, jeszcze za życia ministra środowiska Jana Szyszki. Taka sytuacja miała też miejsce w trakcie sporu o budowę muru na granicy polsko-białoruskiej, który nie tylko nie ograniczył migracji ludzi, ale też doprowadził do nieodwracalnych zniszczeń przyrody i środowiska zwierząt.