Budowa na warszawskim placu Defilad siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej od dawna elektryzowała środowisko artystyczne i w jakimś stopniu – architektoniczne. Ale to, co się wydarzyło w weekend otwarcia, przerosło wszelkie wyobrażenia i prognozy. Kierownictwo MSN, przeczuwając większe zainteresowanie, zdecydowało, że wejście będzie bezpłatne i dla wszystkich chętnych (ograniczane tylko wymogami bezpieczeństwa).
Efekt? W trzy dni nowy gmach zwiedziło blisko 50 tys. osób. Na tę okazję akredytowało się wielu dziennikarzy z całego świata; przyjechali też dyrektorzy największych muzeów europejskich. Inaugurację dostrzeżono m.in. w „The Economist”, „The Guardian”, „The Observer” czy „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Wprawdzie oferta artystyczna była nietypowa i w sumie dość skromna – 10 zaprezentowanych prac, choć monumentalnych, i tak ginęło w wielkich białych kubikach ekspozycyjnych sal (na pierwsze pełnokrwiste wystawy trzeba będzie poczekać aż do lutego) – ale tym razem mniej szło o kontakt ze sztuką, a bardziej o społeczno-psychologiczny fenomen, o fiestę, wspólne świętowanie. Portale społecznościowe pulsowały od relacji, komentarzy, ocen i selfie na tle imponujących białych schodów.
Warszawiacy entuzjastycznie zareagowali na fakt, że przekleństwo placu Defilad wreszcie zostało odczarowane, a stolica zyskała placówkę kulturalną, jakiej w mieście nie zbudowano od lat. W tej sytuacji nawet zacięte spory, czy to architektura wybitna, czy „pudełko zapałek” zeszły na plan dalszy. Doskonale podsumowano to w jednym z memów krążących po sieci: „– Horała mówi, że brzydkie. – Brzydkie, niebrzydkie, ważne, że ukończone. Dla niego niepojęte”. Nic dziwnego, że na otwarciu brylował uśmiechnięty od ucha do ucha Rafał Trzaskowski.