Kraj

Humor z pisowskich kajetów. Śmieszno i straszno

Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
W Trybunale nie-Konstytucyjnym też zabawnie. Jak tak dalej pójdzie, to mgr Przyłębska wespół zespół z Piotrowiczem i Święczkowskim niedługo orzekną, że jakiś rozkład jazdy tramwajów jest niezgodny z konstytucją, bo ogranicza wolność obywateli przez zbyt rzadkie kursowanie w porze nocnej.

Popularny tygodnik „Przekrój” przez lata prowadził rubrykę „Humor zeszytów szkolnych”. Od pewnego czasu jej nie ma, może rzeczywistość jest coraz śmieszniejsza. Nawet jeśli ktoś filozoficznie stwierdzi, że świat jako taki nie podlega ocenie w kategoriach „śmieszne/poważne” oraz że przytoczone kwalifikacje dotyczą sposobu mówienia o tym, co realne, przez dorosłych, pozostaje przebogaty arsenał wypowiedzi humorystycznych.

Nieodłączne siostry dwie: PiS i SP

Politycy należą do osób, które dostarczają dużej dawki śmiesznych proklamacji. W naszych czasach i w naszym kraju celują w tym ludzie, których w swoich felietonach określam mianem dobrozmieńców. Przypomnę, że pewna partia, która przyjęła nazwę Prawo i Sprawiedliwość (można ją uznać za przejaw humoru), reklamowała swoje rządy w latach 2015–23 jako proces wdrażania tzw. dobrej zmiany (określenie podobnie zabawne jak to, co kryje się za skrótem PiS).

Całkiem ostatnio PiS ogłosił fuzję (inny termin to „konsolidacja” – użyty przez Jego Ekscelencję, czyli p. Kaczyńskiego) ze stronnictwem kryjącym się pod skrótem SP (dawniej skrywającym Solidarną Polskę, a potem Suwerenną Polskę). Komizm sytuacyjny polega m.in. na tym, że deklaracja o połączeniu PiS i SP opowiada o współpracy, co może sugerować, że ta druga grupa zachowała suwerenność. Niemniej, jak czytamy w relacjach na temat fuzji, SP rozwiązała się, bo stała się częścią PiS.

Mamy więc osobliwą sytuację pojęciowo-ontologiczną. SP przestała istnieć, skoro się rozwiązała, ale nadal egzystuje, ponieważ współpracuje z PiS. W konsekwencji z jednej strony jest suwerenna, a z drugiej nie jest. To przykład humoru z dobrozmiennych kajetów, nie zeszytów szkolnych, bo Prezes the Best, czyli, wedle innego miana, p. Kaczyński, i p. Zbyszek (Ziobro) już dawno ukończyli edukację podstawową, a ta dostarczała materiału do rubryki „Przekroju”.

Proponuję spojrzeć na rzecz z perspektywy historycznej, którą już kiedyś wykorzystałem. Na przełomie lat 50. i 60. działała organizacja o kryptonimie SP (Służba Polsce). Śpiewano wtedy pieśń ze słowami: „Nieodłączne siostry dwie, partia i SP” (owa partia to oczywiście PZPR). Andrzej Wajda wykorzystał ten utwór w filmie „Człowiek z marmuru” dla wprowadzenia efektów komicznych – i udało mu się. Sugeruję, aby rozumieć zacytowany fragment dawnej przyśpiewki jako: „Nieodłączne siostry dwie, PiS i SP”.

Czytaj też: Prawybory i Czarnek. Sprawa kandydata PiS na prezydenta właśnie przyspieszyła

Immunitet według PiS

Punkt drugi deklaracji o konsolidacji (czyli współpracy, żeby było śmieszniej) powiada, że obie nieodłączne siostry zobowiązują się do „asertywnej polityki wobec UE, a w przypadku wychodzenia poza prawo i traktaty – obrony polskiej suwerenności”. Bardzo zagadkowa jest fraza „a w przypadku wychodzenia poza prawo i traktaty – obrony polskiej suwerenności”. Literalne rozumienie jest chyba takie, że jeśli asertywna polityka (nieodłącznych sióstr, bo kogóż innego) wobec UE wyszłaby poza prawo i traktaty, to trzeba będzie bronić polskiej suwerenności.

I tutaj mamy niewątpliwą zagwozdkę, ponieważ dobrozmieńcy zawsze utrzymywali, że jeśli UE wyjdzie poza prawo i traktaty, to polska suwerenność stanie w obliczu zagrożenia i należy jej bronić. Przypomina to zdanie ze szkolnego wypracowania: „Pani miała płyty, które szły z żołnierzami do boju”.

Skoro jesteśmy przy prawie, to w humorze zeszytów szkolnych znalazłem określenie immunitetu jako „wyjęcia spod prawa”. Normalnie przez immunitet rozumie się instytucję prawną, na mocy której osoba z niej korzystająca nie podlega określonym przepisom, ale mogą być do niej zastosowane, jeśli immunitet zostanie uchylony. I oto okazuje się, że dzieciak ze szkoły znakomicie rozpoznał to, czym jest immunitet wedle dobrozmieńców. Pan Zbyszek (Ziobro) go ma i zachowuje się tak, jak gdyby był wyjęty spod prawa, tj. prawo go nie dotyczyło. Miał stawić się przed komisją śledczą ds. Pegasusa (został wezwany) i nie pojawił się, uznając, że stan zdrowia mu nie pozwala, chociaż biegły orzekł inaczej.

Jeszcze bardziej skomplikowane są przypadki p. Kamińskiego, p. Romanowskiego i p. Wąsika. Ich immunitety zostały uchylone, ale twierdzą, że wadliwie, a skoro tak, to dalej je posiadają i w związku z tym wszyscy trzej nie podlegają procedurom związanym z działaniami prokuratury, a nawet twierdzą, że są one nielegalne.

Humor kajetów dobrozmiennych jest w przypadku czwórki wymienionych prominentnych aktywistów nieodłącznych sióstr dwóch (akurat tak się złożyło, że połowa jest z PiS, a połowa z SP) spotęgowany tym, że team pod wodzą mgr Przyłębskiej, czyli Trybunał (Anty)Konstytucyjny, raz po raz serwuje orzeczenia potwierdzające, że immunitet oznacza wyjęcie spod prawa.

Komizm sytuacyjny polega tutaj na tym, że sąd konstytucyjny ma badać zgodność ogólnych aktów prawnych z ustawą zasadniczą, a nie prawomocność uchwał ustanawiających sejmowe komisje śledcze. Jak tak dalej pójdzie, to mgr Przyłębska wespół zespół z mgr. Piotrowiczem i Święczkowskim niedługo orzekną, że jakiś rozkład jazdy tramwajów jest niezgodny z konstytucją, bo ogranicza wolność obywateli przez zbyt rzadkie kursowanie pojazdów w porze nocnej.

Czytaj też: Czarnek, Tarczyński, Kurski. Szpica prezesa, napastnicy PiS

Przyłębska sędziuje w swojej sprawie

Pan Duda jest ostatnio niezawodnym dostarczycielem humoru z dobrozmiennych kajetów. Tak widzi swoją rolę w desygnowaniu sędziów: „Kiedyś, przed wiekami, było tak, że książę czy król sam sprawował roki, osobiście, jeżdżąc od osady do osady, od grodu do grodu. I po prostu wyprowadzano mu schwytanych przestępców. Władca siadał i rozsądzał. To była jego decyzja, jego odpowiedzialność, jego wyłączne prawo do tego, by karać. Potem, kiedy państwa, księstwa, królestwa stawały się coraz większe, było to niemożliwe, aby dać radę sprawować roki, czyli wymiar sprawiedliwości, na obszarze całego terytorium podległego władcy. Wtedy co robił? Zaczął powoływać swoich pełnomocników, swoich przedstawicieli. Z biegiem lat ci przedstawiciele stawali się coraz bardziej profesjonalni. W istocie dzisiaj tymi właśnie przedstawicielami sprawującymi wymiar sprawiedliwości są sędziowie – państwo nimi jesteście. Jesteście trzecią władzą – tak. Równą pozostałym – tak. Z całą odpowiedzialnością. Ale proszę zwrócić uwagę, że w konstytucji jest napisane, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej”.

Nie wiadomo, co jest bardziej hecne, czy porównywanie przez p. Dudę własnego imperium z rokami sprawowanymi przez koronowane głowy (to przypomina, z drobną parafrazą, coś z zeszytów szkolnych, mianowicie: „p. Duda jest sprawiedliwy, bo chce, aby ludzi najpierw sądzono, a potem więziono”), czy teza, że polscy sędziowie są jego przedstawicielami (pełnomocnikami).

Jakby nie było, sprawa jest poważna i Główny Lokator Pałacu Namiestnikowskiego został wsparty przez mgr Przyłębską et consortes. Skierował do tzw. kontroli następczej dwie ustawy dotyczące TK, których wejście w życie mogłoby doprowadzić do uznania, że niektóre osoby przystrojone w togi sędziów konstytucyjnych noszą je bezprawnie. Mamy osobliwą sytuację polegającą na tym, że team mgr Przyłębskiej ma orzekać o sobie, chociaż stara zasada głosi: nemo iudex in causa sua (nikt nie może być sędzią we własnej sprawie).

Niezły dowcipniś z p. Dudy, czego innym przykładem jest jego opowieść (fragment orędzia w Sejmie 15 października): „Mówiłem tutaj niemal rok temu, że jako prezydent deklaruję pełną wolę współpracy z nowym parlamentem we wszystkich ważnych dla Polaków sprawach, to samo powtórzyłem panu premierowi i jego ministrom”.

Może być tak, że p. Duda nie rozumie języka polskiego lub cechuje go jakiś bardzo poważny defekt woli, ale też nie jest wykluczone, że zachodzą obie te ewentualności.

Czytaj też: Andrzej Duda wchodzi w ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

Konstytucja w Pałacu Prezydenckim

Mgr Przyłębska i jej towarzystwo dostarczają dalszych humorystycznych przykładów przez wydawanie coraz zabawniejszych orzeczeń. Jedno z nich ustala, że powołanie komisji śledczej w sprawie Pegasusa jest niezgodne z art. 2 konstytucji: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.

Pan Kłeczek, czołowy k(o)łeczek w propagandowym płocie TV Republiki, ogłosił, że p. (sędzia) Tuleya nie może równać się doświadczeniem zawodowym z sędziami TK. Jest to na pewno trafne w jednym przypadku, mianowicie p. Piotrowicza, prokuratora w stanie wojennym, sprawozdawcy w sprawie Pegasusa, a więc nic dziwnego, że wykoncypował przytoczoną formułę, aż tryskającą precyzją, w samej rzeczy przypominającą standardy politycznych rozstrzygnięć z czasów PRL, np. że stan wojenny w 1981 r. wprowadzono zgodnie z wolą ludu pracującego miast i wsi w celu obrony żywotnych interesów obywateli.

Nic dziwnego, że czołowy stachanowiec z TV Republika, czyli p. Stankowski, utrzymuje, że PiS, w przeciwieństwie do „koalicji 13 grudnia”, literalnie stosował przepisy konstytucyjne. Zapewne ma na myśli sposób powołania tzw. sędziów dublerów i ułaskawienia przed wydaniem prawomocnego wyroku.

Pan Rzepecki, prezydencki młodzian piękny i posępny (chociaż czasem promieniejący entuzjazmem dla p. Dudy), oświadczył: „My z panem prezydentem przestrzegamy konstytucji w Pałacu Prezydenckim i tego oczekujemy od innych”. To mogłoby trafić do humoru zeszytów szkolnych, bo jest podobne do: „był jedynym dzieckiem w wielodzietnej rodzinie”.

Mówiąc poważniej, p. Rzepecki chyba zaleca, by konstytucja była przestrzegana tylko w Pałacu Prezydenckim, aczkolwiek dopuszcza, że mogą to czynić także inne osoby (poza nim i panem prezydentem), o ile znajdą się w tym szacownym miejscu.

Czytaj też: Bierność w oczekiwaniu na „swojego prezydenta” może spowodować, że tego „swojaka” nie będzie

Dowcipny Kaczyński

I jeszcze kilka dodatkowych spostrzeżeń. Pan Duda wytyka (oczywiście „koalicji 13 grudnia”): „Jeszcze nie wygrali wyborów prezydenckich, a już odliczają, zamiast zająć się pracą dla Polski i Polaków tu i teraz”. Zdanie to potwierdza hipotezę, że p. Duda nie rozumie języka polskiego, bo nie kapuje, że odlicza się czas do zdarzeń przyszłych, a wybory prezydenckie jeszcze przed nami.

W sprawie pracy rządu dla Polski i Polaków trzeba zauważyć, że jest bardzo trudna z uwagi na to, że w Pałacu Namiestnikowskim zasiada główny sabotażysta reform, tym bardziej że bardziej interesują go polowania na czarownice (patrz wspomniane orędzie) niż cokolwiek innego.

Pan Żaryn, czołowy eksponent interesów PiS w Kancelarii Prezydenta, uznał, że terminy „neosędzia” i „przebieraniec w Trybunale Konstytucyjnym” należą do języka rynsztokowego. Niech mu będzie, ale jakoś nie zauważył takich zwrotów jak „bodnarowiec” i „koalicja 13 grudnia”, równie eleganckich. Ciekawe, co miałby do powiedzenia o zwrocie „Tusk i jego banda”, stosowanym przez p. Śliwkę, posła, teraz z ramienia skonsolidowanych nieodłącznych sióstr dwóch, czy liryce p. Pietrzaka, pieszczocha dobrozmieńców, wedle którego „Donald Tusk to produkt germanizacji i rusyfikacji, to może w 1/10 Polak. Jego polskie cechy czy wrażliwość nie obchodzą, on tego nie wie, nie zna, nie lubi, nie znosi. To produkt naszych okupantów, którzy takich typków wychowali”.

Jeśli ktoś zauważy, że ostatnie przykłady trudno uznać za przejawy humoru, chętnie się zgodzę, aczkolwiek można chyba je skwitować powiedzeniem: „i straszne, i śmieszne”.

Na Kongresie Zjednoczeniowym Nieodłącznych Sióstr Dwóch Jego Ekscelencja zapowiedział wniosek o referendum w sprawie Zielonego Ładu, co zostało owacyjnie przyjęte przez salę. Za chwilę wrócił na mównicę i zapodał: „Proszę państwa, ja tylko z malutką poprawką. Mianowicie powiedziałem o referendum w sprawie Zielonego Ładu. Oczywiście chodzi o pakt migracyjny. To jest to referendum”. To tak jak w humorze zeszytów szkolnych (drobna parafraza): „W okresie odrodzenia tworzył Danka – malutka poprawka: Petrarka”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Nauka

Sztuczna inteligencja coraz prawdziwsza. Czy właśnie zaczyna czuć i myśleć jak człowiek?

AI nic nie rozumie, nie myśli, nie jest kreatywna. Nie może być świadoma i nie ma zdolności odczuwania emocji. To bowiem potrafi tylko człowiek. Czy na pewno?

Włodzisław Duch
20.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną