Wsadzili go i uciekł
Wsadzili go i uciekł. Czy na naszych oczach ziszcza się immunitet bezkarności funkcjonariuszy PiS?
Czy zastępca Zbigniewa Ziobry Marcin Romanowski może jeszcze odpowiedzieć za sprzeniewierzenie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, skoro prokuratura uznała swoją pomyłkę: że postawiła mu zarzuty, zanim Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uchyliło mu immunitet? Czy wiceminister Michał Woś może odpowiadać w sprawie finansowania Pegasusa z Funduszu Sprawiedliwości, skoro – jak twierdzi – nie miał uchylonego immunitetu, gdy postawiono mu zarzuty? Jeśli zarzuty są nieważne, to jak można ich zatrzymać i wnioskować o areszt? A jeśli nie można, to jak udaremnić ucieczkę za granicę? Czy na naszych oczach ziszcza się właśnie immunitet bezkarności?
Rozliczanie funkcjonariuszy rządów PiS zaczyna przypominać sprawiedliwość po amerykańsku, gdzie króluje nie tyle prawda, ile procedury. I pieniądz. Wielu pamięta proces słynnego amerykańskiego futbolisty O.J. Simpsona, którego ucieczkę przed policją ścigającą go po zabiciu byłej żony pokazywały na żywo stacje telewizyjne. Został uniewinniony, bo jeden z ważnych dowodów policjant podniósł ręką bez rękawiczki. A do tego przeszukano śmietnik przy jego posesji przed otrzymaniem na to formalnej zgody.
W Polsce procedury nie są święte i nie ma zakazu użycia w procesie „owoców zatrutego drzewa”. Ale to, co obserwujemy teraz w niektórych sprawach rozliczeniowych, może przypominać sprawę O.J. Simpsona. Szczególnie gdy chodzi o manipulację opinią publiczną.
Romanowski nietykalny?
Elektorat się niecierpliwi, politycy żądają wyników. Więc zdarzają się potknięcia, jak to z zatrzymaniem posła Romanowskiego bez rozstrzygnięcia sprawy jego immunitetu zastępcy członka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Chociaż może nawet nie potknięcie, bo poważne autorytety prawne pisały ekspertyzy, że ten immunitet go nie chroni, skoro chodzi o czyn sprzed ukonstytuowania się obecnego Zgromadzenia Parlamentarnego RE.