Zbigniew Ziobro nie przyszedł na przesłuchanie przed komisją śledczą ds. Pegasusa, co było opcją bardziej prawdopodobną niż jego stawienie się dzisiaj w Sejmie. Chociaż by podtrzymać zainteresowanie, do końca trzymał publiczność w niepewności, oświadczając w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że sytuacja wyjaśni się w dniu przesłuchania.
Czytaj także: Ziobro, szantażysta niezłomny. Gnębił ministrę z PiS, zabrał dzieciom. Tego się nie da „odzobaczyć”
Ziobro nie przyszedł. To nie koniec kłopotów
Dziś rano na platformie X opublikował swoje zdjęcia szpitalne z ostrego okresu choroby, by publiczność miała wyobrażenie o skali bezduszności wzywającej go komisji.
Przedpole do nieprzyjścia przygotowali mu były szef CBA za rządów PiS Ernest Bejda i były szef ABW Piotr Pogonowski, którzy w ostatnich tygodniach konsekwentnie nie stawiają się na wezwania komisji. Powołują się na wrześniowy wyrok (wydany z udziałem tzw. dublera Jarosława Wyrembaka) trybunału Julii Przyłębskiej. Uznał on, że uchwała o powołaniu komisji śledczej ds. Pegasusa jest niezgodna z konstytucją.
Ziobro, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny w czasach rządów PiS i Solidarnej (potem Suwerennej) Polski, w dużej mierze oszczędził komisji kłopotu, jakim byłoby stawienie czoła zadaniu spokojnego, merytorycznego zadawania pytań. Komisje śledcze powołane do rozliczeń afer PiS raczej z tego nie zasłynęły.
Ale to nie koniec kłopotów, bo niestawienie się Ziobry, i to bez usprawiedliwienia, jest oczywistą prowokacją z jego strony i komisja zareagowała tak, jak musiała (żeby nie okazać się „miękiszonem”).