Kraj

Szare chmury nad Łukaszem Mejzą. Utrata immunitetu to dopiero początek

Łukasz Mejza Łukasz Mejza Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Mejza jest wręcz wzorowym przykładem łowiącego w mętnych wodach dorobkiewicza i karierowicza, tylko że za późno złożył hołd temu, który wszystko widzi i niczego nie wybacza.

Prokurator generalny i minister sprawiedliwości w jednej osobie prof. Adam Bodnar złożył w Sejmie wniosek o odebranie immunitetu posłowi Łukaszowi Mejzie z PiS, przedstawiając dowody jedenastu kłamstw bądź zatajeń w jego oświadczeniach majątkowych za lata 2021–24, składanych w związku w funkcjami rządowymi oraz mandatem parlamentarnym. Jego sprawę prowadzi Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze i to ona wystąpiła do Prokuratora Generalnego z prośbą o złożenie takiego wniosku.

Mejza odniósł się do zarzutów, rzucając kilka pogardliwych i nienawistnych słów pod adresem prokuratury i władz w ogólności: „Mamy standardy z Białorusi, tylko zamiast Baćki [Aleksandra Łukaszenki], mamy Donalda Tuska i Adama Bodnara […]. Bodnarowcy atakują posłów za to, że rzekomo nie wpisali pomieszczeń. Ich nie trzeba wpisywać w oświadczenia majątkowe, wystarczy metraż. Dochodzi do tego, że posłom policjanci wchodzą do mieszkania, nękają kobiety w ciąży i biegają po mieszkaniu z miarką. To są standardy stalinowskie, to nawet nie jest Białoruś”.

Prezes nie spieszy się do obrony

Arogancja Mejzy obliczona jest wywołanie wrażenia, że jego wina polega co najwyżej na jakiejś nieznacznej niedbałości, użytej przez władze jako pretekst do nękania go. Nie wiemy na razie, czy kaliber tej sprawy jest większy, czy mniejszy niż słynny niewpisany do oświadczenia majątkowego przez posła PO Sławomira Nowaka zegarek. Było to 11 lat temu i „niestaranne” oświadczenia majątkowe blisko współpracującego z Donaldem Tuskiem posła bardzo się nie podobały w PiS; Nowak został wówczas skazany na 20 tys. zł grzywny. Immunitetu zrzekł się sam, co też powinno stać się dzisiaj wzorem honorowego postępowania dla Łukasza Mejzy. Pewnie tak się to skończy, bo niedwuznacznie sugeruje mu to Jarosław Kaczyński. Nie ma on specjalnie ochoty bronić Mejzy, który nie jest organicznym „pisowcem”, lecz został dokooptowany do PiS w 2023 r. wraz z całą Partią Republikańską. Kaczyński chętnie otacza się ludźmi ze złą przeszłością, bo partyjny cel uświęca wszelkie środki, a za to zła przeszłość wiąże z partią mocnym węzłem lojalności. Mejza jest wręcz wzorowym przykładem łowiącego w mętnych wodach dorobkiewicza i karierowicza, tylko że za późno złożył hołd temu, który wszystko widzi i niczego nie wybacza.

Czego konkretnie dotyczą zarzuty? Nie znamy ich wszystkich, lecz najważniejszy zarzut odnosi się do niewpisania do oświadczenia majątkowego z listopada 2023 r. wartego 0,5 mln zł 59-metrowego mieszkania, które widniało we wcześniejszych oświadczeniach. Zawiadomili o tym prokuraturę dziennikarze Wirtualnej Polski, upewniwszy się, że Mejza nadal jest właścicielem tego mieszkania. Po publikacji WP Mejza wysłał do Kancelarii Sejmu korektę oświadczenia i pewnie myślał, że to kończy sprawę. Ale to nie działa w ten sposób. Przestępstwo jest przestępstwem i młyny sprawiedliwości mielą mimo „korekt”. Pewnie trzeba było złożyć tzw. czynny żal, ale tu już zabrakło Mejzie wiedzy albo wyobraźni. Dlatego teraz jest rozżalony i wmawia sobie, że chodzi tylko o niedokładną treść jego deklaracji odnoszącej się do mieszkania, a nie o sam brak takiej deklaracji.

Utrata immunitetu to dopiero początek

Frustrację czuje z pewnością nie tylko Łukasz Mejza, lecz również prokuratorzy i posłowie rządzącej koalicji, jeśli przyjdzie im głosować za odebraniem immunitetu poselskiego byłemu wiceministrowi sportu w rządzie Mateusza Morawieckiego. Frustracja wynika stąd, że sprawa zatajenia czegoś w oświadczeniu majątkowym jest nieznacząca i błaha w porównaniu z draństwem, jakiego Łukasz Mejza dopuszczał się wobec ciężko chorych klientów swoich hochsztaplerskich firm, a także wobec rodziców ciężko chorych dzieci, których całkowicie bezpodstawnie łudził i zwodził hasłem „Leczymy nieuleczalne”. Pseudomedyczne i niby-charytatywne firmy Mejzy oferowały chorym na raka i inne bardzo ciężkie choroby wyjazdy za granicę na kosztowne „terapie” niezatwierdzonymi przez naukowców, a nawet niebezpiecznymi metodami, związanymi z użyciem komórek macierzystych (pluripotencjalnych). Mejza osobiście jeździł do chorych i namawiał ich do skorzystania ze swoich usług. Polegały one na pośrednictwie i organizacji zbiórek w internecie.

Czytaj także: Mejza musi stracić stanowisko. Tylko co dostanie w zamian?

Na szczęście biznes, który w 2021 r. opisała Wirtualna Polska, upadł. Mejza szybko przerzucił się na inne branże. Zajmował się fotowoltaiką, a także organizacją za unijne pieniądze lipnych szkoleń, za które zarobił, jak sam przyznał, 1 mln zł. Ze „szkoleń” korzystał m.in. Urząd Wojewódzki w Zielonej Górze. Zarówno w sprawie naciągania na hochsztaplerskie pseudoterapie, jak i w sprawie „szkoleń” toczą się śledztwa w prokuraturach (w Warszawie i w Poznaniu). Zdecydowanie byłoby bardziej satysfakcjonujące, gdyby wniosek o pozbawienie Mejzy immunitetu złożony został w związku z tamtymi, o wiele poważniejszymi, sprawami. Niestety, w Polsce łagodnie traktuje się zarabianie na pseudomedycynie. Takie „usługi” nadal kryją się za szyldem „medycyny alternatywnej” i jeśli nie udowodni się konkretnej osobie, że komuś zaszkodziła bądź że prowadziła działalność leczniczą bez uprawnień do wykonywania zawodu lekarza, to bardzo trudno jest ukarać tego rodzaju niemoralne i szkodliwe praktyki.

Zamiast posadzić i już (jak na Białorusi, dajmy na to), jest zabawa w kotka i myszkę. Pewnie jednak Łukasz Mejza z czasem się doigra. Utrata immunitetu to dopiero początek. Na finał jego spraw i sprawek pewnie przyjdzie nam, a zwłaszcza jemu, poczekać jeszcze kilka lat. A co na to Kaczyński? Pewnie sobie ziewnie z cicha. Przepływy politycznego planktonu między Sejmem a kryminałem już wkrótce staną się – miejmy nadzieję – szarą codziennością. Elektorat się przyzwyczai.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną