Trzymając się danych z największej próbki moczu w Polsce, czyli warszawskich ścieków, możemy odnotować, że jesteśmy właśnie na krzywej opadającej kolejnej fali zachorowań na Covid-19. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że pandemia po raz kolejny przetoczyła się przez społeczeństwo i ciągle nie powiedziała ostatniego słowa.
– Szczyt wykrywalności materiału genetycznego wirusa w ściekach przypadał na lipiec i sierpień i utrzymywał się praktycznie do połowy września – mówi prof. Małgorzata Krzyżowska z Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii im. gen. Karola Kaczkowskiego, która regularnie bada poziom covidu w stołecznych ściekach. Zespół, w którym pracuje prof. Krzyżowska, nie tylko bada stężenie wirusa, ale również mapuje miejsca jego największego występowania. Stąd wiemy np., że najczęściej wirusa przywoziliśmy z wakacji. – Co widać po ściekach z lotniska z końca lipca, początku sierpnia. Z każdym tygodniem ilość ta wzrastała i dalej jest wysoka – dodaje profesor.
Na bazie danych z konkretnych ujęć można też zauważyć, że nie dla wszystkich nowy wariant wirusa był łaskawy. – Przyglądając się próbkom pozyskanym w szpitalach, wyraźnie widać wzrost zachorowalności w sierpniu, który wciąż zresztą trwa, co wskazuje, że mamy do czynienia z przypadkami osób przechodzących covid ciężko i wymagających hospitalizacji w różnych szpitalach, o różnych specjalnościach – tłumaczy prof. Krzyżowska.
Jaki odsetek populacji stolicy przechorował covid, trudno powiedzieć, bo przez miasto w międzyczasie przewinęły się miliony turystów i przejezdnych. Duża część osób do pracy w Warszawie dojeżdża, a w czasie choroby zostaje w domach. Ale z modeli porównawczych wynika, że skala zachorowań przypominała ten moment, kiedy pojawił się wariant omikron.