Kraj

Łańcuch to pewna śmierć

Lewin Brzeski, ewakuacja Lewin Brzeski, ewakuacja Beata Zawrzel / Reporter

Zwierzęta – te domowe, hodowlane, ale i wolno żyjące – w sytuacji katastrofy takiej jak powódź zdane są tylko na dobrą wolę człowieka. – Państwo jest zobowiązane do ochrony zwierząt ustawą, nie wywiązuje się z tego, bo nie ma odpowiednich procedur, mechanizmów ani służb – zauważa prof. Andrzej Elżanowski, obrońca praw zwierząt i prezes Polskiego Towarzystwa Etycznego. Nie wiadomo zatem, kto miałby się zająć pomocą zwierzętom – i w jaki sposób, skoro nie ma dla nich punktów ewakuacji ani azylów. Mecenas Karolina Kuszlewicz, znana ze swojego zaangażowania w obronę praw zwierząt, od początku powodzi apeluje, by o nich pamiętać. „Zwierzęta to szara strefa ofiar” – twierdzi – nie ma nikogo, kto systemowo i w sposób zorganizowany zatroszczyłby się o ich bezpieczeństwo. – Był kiedyś projekt powołania Inspekcji Ochrony Zwierząt przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji – przypomina prof. Elżanowski. – Trzeba wrócić do tego pomysłu, bo Państwowa Inspekcja Weterynaryjna nie jest służbą działającą dla ochrony zwierząt, tylko dla bezpieczeństwa ludzi.

Wśród przerażających obrazów powodzi, budynków walących się pod naporem wody, porwanych przez nurt domów, samochodów widzieliśmy też migawki przedstawiające strażaków lub wolontariuszy wynoszących na rękach psy czy koty, przeprowadzających przez wysoką wodę konie. Nagranie z Głuchołazów pokazujące psa, który tkwił na resztkach mostu, aż w końcu porwała go woda i popłynął z nurtem rzeki, miało setki tysięcy odsłon. Psa uratował jeden z mieszkańców, pan Robert. – Też byłem wzruszony, ale to pojedyncze przypadki, które chwytają ze serce, tymczasem setki zwierząt giną – mówi prof. Elżanowski.

Opadająca po powodzi woda odsłania martwe zwierzęta.

Polityka 40.2024 (3483) z dnia 24.09.2024; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 7
Reklama